poniedziałek, 28 listopada 2011

Rozdział 7

Pierwszego dnia szkoły, Daga stwierdził, że niepotrzebnie się martwił. Większość uczniów z jego klasy nie potrafiła odpowiednio trzymać różdżki. Draco, też miał dobry humor, ale z innych powodów.
Miał przyjaciół, którzy nie dali się wystraszyć głupimi opowieściami Weasleya o tym że jest Śmierciożercą.
A lekcje, wiedział, że z pomocą Daga da sobie z nimi świetnie rady.
-Pancy, widzisz tego głupka- Draco wskazał dziewczynie rudzielca, który potknął się wchodząc w piątek do wielkiej sali
-I to ma być czysta krew- ta pokręciła głową z politowaniem
-Daga, co jest?-  Blaise, przyglądał się przyjacielowi
-Tak czemu pytasz?- Daga oderwał wzrok od stołu nauczycieli, w który wpatrywał od początku śniadanie
-Bo nie wyglądasz najlepiej- Draco przyłączył się do czarnoskórego chłopaka- Może pójdziesz do wujka?
-Nie chce mu przeszkadzać- Daga zabrał się w końcu do jedzenia
-A Azazel?- Pancy również zainteresowała się chłopcem, który naprawdę wyglądał blado
-Nie!- Daga wstał wściekły- Zostawaci mnie wreszcie w spokoju!- Zabrał ze sobą torbę i wybiegł z sali.
Biegł przez korytarz nawet nie wiedział dokąd, gdy nagle wpadł na kogoś
-Panie Black, właśnie miałem po pana posłać- podniósł wzrok na dyrektora- Chciałbym z panem porozmawiać
-Ja właśnie idę na lekcje- Daga próbował wyminąć mężczyznę ale ten położył mu rękę na ramieniu, i  poprowadził ze sobą
-Jestem pewny że Severus nie będzie miał nic przeciwko chłopcze- Albus uśmiechnął się do siebie po tygodniu czekania wreszcie ma dostęp do dzieciaka.
Daga tymczasem bał się coraz bardziej, pamiętał obietnice daną wujkowi i Azazelowi, niestety nie bardzo wiedziaił co zrobić, dał sie prowadzić przez dyrektora i modlił się w duchu, żeby ktoś tylko go zauważył.
Doszli już do posągu który pilnował przejścia do gabinetu dyrektora
-Zapraszam- uśmiechnął się do chłopca i przepuścił go, szczelnie zabezpieczając przejście.

Lekcja eliksirów miała się za 5 minut rozpocząć większość uczniów siedziała już na swoich miejscach, właściwie brakowało tylko Daga i mimo że Severus bardzo się martwił był zadowolony że Azazela jeszcze nie ma ostatnio miał problem z kontrolowaniem siebie z daleka od swojego małego towarzysza.
-Draco, wiesz gdzie jest Daga?- Zapytał swojego chrześniaka
-A to nie było go u ciebie?- Draco był zdenerwowany i zmartwiony
-Nie, Draco co się stało przy śniadaniu?- Severus wściekł się nie na żarty , i kontem oka zobaczył że Azazel wchodzi do klasy
-Zdenerwował się i wyszedł, myślałem że idzie tu... chyba...nie- Draco nareszcie zrozumiał w jakim niebezpieczeństwie znalazł się przyjaciel
-Obawiam się że niestety tak...
-Jakiś problem?- Azazel podszedł do nich, z niezbyt zadowoloną miną
-Proszę wyjdźmy na zewnątrz- Severus wyprowadził go z klasy i po chwili uczniowie usłyszeli wściekły krzyk;

-Uspokój się! Krzyki nam nie pomogę- Severus uderzył Azazela i po chwili cofnął sie w obawie że tamten mu odda
-Wróć do klasy zajmę sie tym- błysk żółtych oczów był niemal zwierzęcy, przerażał drugiego mężczyzna
-Bądź rozważny- wiedział, że tamten go nie posłucha ale nawet w chwilach paniki starał się okazywać zdrowy rozsądek.

Albus ułożył nieprzytomnego chłopca na sofie w rogu gabinetu.
Po tym jak nie udało mu się namówić go do wypicia czegokolwiek, musiał skutecznie odwrócić uwagę Daga, aby rzucił na niego zaklęcie usypiające.
W końcu mu się to udało. Podszedł do niego i przyłożył różdżkę mamrocząc pod nosem kilka słów. Nic jednak się nie stało. Przyjrzał się dokładnie dzieciakowi. Teraz dopiero zauważył złoty łańcuszek. Zerwał go jednym ruchem i raz jeszcze wypowiedział zaklęcie. I w końcu poczuł niewyobrażalną moc, która przepływała z małego ciałka do jego. Albus nie zdawał sobie wcześniej sprawy jak potężny jest chłopak. Za chwili na chwilę był coraz silniejszy, a z Daga uchodziło życie. W końcu zemdlał. Dumbledore przeniósł go z fotela na sofę chłopak za chwile umrze.
W tym momencie drzwi do gabinetu otworzyły się z hukiem. Albus został odrzucony na drugi koniec pokoju.
-Jeszcze raz chociaż na niego spojrzysz, będziesz błagał o śmierć- Azazel mówił spokojnie, a z każdym krokiem ciało Dumbledora bolało jeszcze bardziej
-Zostaw...
-Milcz stary głupcze!- Każda kość w ciele Albusa łamała siew tym samym czasie, organy zdawały sie płonąć żywym ogniem
-Jeśli tego nie przerwiesz dzieciak zginie- tylko tyle zdołał z siebie wydusić nim osunął się na ziemie niemal bez życia.
Azazel odszedł do Daga, był trupio blady, dotknął jego policzka. Lodowaty. Wziął go na ręce i wyszedł nie oglądając się za siebie.

Ułożył chłopca na łóżku w swojej sypialni. Pocałował czółko ukochanego i zorientował się że płacze.
-Skarbie wybacz, powinienem tam być- otarł twarz i ujął Daga za rękę, sam nie wiedząc czy robi to bardziej dla siebie czy dla niego
-Nie możesz się za to winić- Severus stanął w drzwiach i przyglądał się chłopcu nigdy jeszcze nie widział czegoś tak smutnego- Nie mogę uwierzyć że zrobił to dziecku
-Pomożesz mu? - Azazel brzmiał jak ktoś bardzo zagubiony
-Nie wiem, mogę przygotować eliksir. A ty?
-Nie, jeszcze nie..- raz jeszcze zawiesił głos
-Daga jest silny wyjdzie z tego- odwrócił się na pięcie i poszedł do swojego laboratorium.
- Nigdy więcej przysięgam- Azazel przyciągnął chłopca do siebie i złożył delikatny pocałunek na jego usteczkach- Zabiorę cię stąd nie ważne  co mówią. jesteś mój i nie pozwolę żeby raz jeszcze stała ci się krzywda.
Na razie pozostało im tylko czekać


sobota, 26 listopada 2011

Rozdział 6

Ceremonia przydziału trwała już jakiś czas, jak przypuszczali, Draco i Pancy trafili do Slytherinu i nagle profesor  McGonagall zrobiła długą pałzę i spojrzała w stronę Dumbledora, ten kiwnął głową
-Potter, Harry!- i po tych słowach, na sali rozpętała się istna burza, starsi uczniowie rozglądali się nerwowo. Pierwszoroczni patrzyli na siebie na wzajem, ale nikt nie wychodził.
Severus poruszył się niespokojnie na krześle i popatrzył w stronę Daga, który zbladł i ściskał Draco za ręką tak mocno, że tamten aż się skrzywił. Azazel natomiast był rozdarty pomiędzy zamordowaniem dyrektora a porwaniem swojego towarzysza w ramiona i odegnaniem wszystkich trosk. Jednak spojrzenie  Snape'a skutecznie go powstrzymało. Mimo to krew się w nim gotowała, i uważnie patrzył na Daga przekazując mu mentalnie wiadomość że wszystko będzie dobrze.
-Czy jest na sali Harry Potter?- Zabrał głos Albus, jednak i tym razem nikt się nie odezwał- Minerwo kontynuuj- po chwili usiadł zrezygnowany i wściekły.
-Daga?- Draco uwolnił rękę z uścisku przyjaciela-Już dobrze
-Ale..
-Nie, oni nie wiedzą a ty się tak nie nazywasz. Spokojnie, bo dyrektor zwróci na ciebie uwagę
-Dobrze, głodny jestem- Daga, popatrzył na stół nauczycieli, Draco miał rację Dumbledore, patrzył na niego ze źle ukrywaną nienawiścią, szybko więc przeniósł wzrok na Severusa i Azazela obaj uśmiechnęli się do niego uspokajająco
-Ty głodny, świat się kończy- Draco poklepał go plecach i roześmiał się serdecznie
-No co jadłem tylko rano- powiedział obrażony
-Nic nic tylko ciebie zwykle trzeba zmuszać
-Aza powiedział...
-Ok to już wszystko jasne- Draco zrobił wszystkowiedzącą minę ale wyszczerzył do niego zęby.
Ceremonia dobiegła końca, Blaise usiadł naprzeciwko Draco, obok Pancy i Albus zabrał głos po raz drugi tym razem witał wszystkich i przypominał o zakazach, zaraz też na stołach pojawiło się jedzenie i uczniowie rozpoczęli rozmowy.
Przy stole nauczycieli też zawrzało
-Albusie, co z Potterem:?-Zapytała McGonagall
-Mam pewne przypuszczenia moja droga- Dumbledore raz jeszcze tym razem z ukrycia przyglądał się młodemu Blackowi, był niemal pewny że to jest właśnie jego zaginiony rycerzyk, musiał jeszcze tylko coś sprawdzić
-Ale jeśli on naprawdę zginął...
-Minerwo, Harry Potter nie mógł zginąć on jest naszą jedyną nadzieją- ują rękę kobiety w uspokajającym geście
-Skoro tak twierdzisz- dała za wygraną, ale nie była do końca przekonana

-Severusie, on coś podejrzewa- Azazel bacznie obserwował dyrektora
-Azazelu, nawet jeśli nikt nawet sam minister nie ma wstępu do tego działu- Severus miał nadzieje że ma rację jeśli jakimś cudem Dumbledore i Knot dowiedzą się prawdy katastrofa będzie nieunikniona
-Mam nadzieje że masz rację, jeśli mu się coś...
-Tak, wiem, mimo to jeśli teraz zwrócisz na siebie uwagę, plan nie wyjdzie
-Cierpi
-Nic mu nie będzie ma Draco, i po uczcie spotkamy się w moim gabinecie, na razie i tak nic nie możesz zrobić

-Daga, ty to masz szczęście- odezwała się Pancy
-Czemu?
-Azazel, on jest taki przystojny- rozmarzyła się dzwiewczyna
-Tak, tak- Blaise, próbował skierować rozmowę na inny temat, niestety z marnym skutkiem- Draco, będziesz startował do drużyny?
-Chciałbym, ale mi pewnie nie pozwolą- Draco wciąż jeszcze był zły z tego powodu
-E tam, Malfoyowi by nie pozwolili- Blaise, machnął ręką i zabrał się za jedzenie
-Daga, podobno byłeś głodny- Draco zauważył, że przyjaciel nie je
-Straciłem apetyt- skubnął jednak trochę nałożonego wcześniej spagetti.
Niewiele ponad godzinę puźniej szli już do lochów gdzie mieścił się pokój wspólny Slytherynu
-Draco, Daga, wy chodźcie za mną- odezwał się Severus, gdy zaprowadził już uczniów na miejsce, ci  bez słowa ruszyli za nim. Zatrzymali się dopiero przed jego prywatnym gabinetem. Gdy tylko weszli do środka, Azazel porwał Daga w ramiona
-Kochanie, tęskniłem. Wszystko dobrze? Niczego nie potrzebujesz?-usiadł z nim na jednym z foteli, raz po raz składając delikatne pocałunki na twarzyczce chłopca
-Aza wszystko dobrze- uśmiechnął się do niego, ale za chwilę przypomniał sobie wzrok dyrektora- Tu jest ten zły pan?
-Skarbie...
-Tak- wtrącił się Severus- Albus Dumbledore, chcę żebyście obaj na niego uważali
-Będziemy- zapewnił Draco, Daga pokiwał głową i wtulił się w ukochanego
-Daga, jeśli cię wezwie, nie wolno ci iść samemu- Severus był bardzo poważny
-Nie pujdę, Aza obiecałeś mi coś- przypomniał mężczyźnie
-Wiem kochanie, ale nie dzisiaj, jutro szkoła- pocałował go mimo to w usta, trochę dłużej niż zazwyczaj
-No dobrze- zrobił smutną minkę- Ale niech to będzie coś extra
-Będzie skarbie- przytulił go do siebie-Więc nic nie zrobimy?- pytanie skierował do Severusa
-Nic raczej nie da się zrobić ,ale jestem pewien, że wszystko będzie dobrze, nie powinniśmy sie martwić na zapas. Draco ta książka którą chciałeś będzie w przyszłym tygodniu- zmienił temat
-Dobrze wujku- usiadł koło kominka i wyjął zwinięty magazyn o Quidditchu i zaczął czytać.


Tymczasem w zapomnianym departamencie w ministerstwie Albus Dumbledore przeglądał dokumenty. I gdy już miał się poddać, natrafił na to czego szukał
Harry James Potter
prawdziwe imię Dada-Eweram Riddle Black
rodzice adpocyjni James Potter, Lilli Evans- Potter
prawdziwi rodzice Tom Marvolo Riddle, Syriusz Black
Dumdledoe przez chwile nie poruszał się w szoku, ale w jego głowie rodził się powoli plan i jeśli prawda wyjdzie na jaw to jeszcze może wszystko odkręcić. Na razie pozostawi to jednak dla siebie i weźmie chłopca pod obserwację.



czwartek, 24 listopada 2011

Rozdział 5c

-Nie mogę się już doczekać.- Pancy usiadła na jednym z wolnych miejsc, a za nią weszli chłopcy.
-I na pewno będziemy w jednym domu.-  Blaise rozłożył się obok przyjaciółki.
-Nie wiem.- Daga naprawdę miał wątpliwości, czy przydzielą go do Slytherinu.
-Na pewno, tata mówił, że nie ma innej opcji.- Draco uśmiechnął się do niego.- A co z tymi rudymi?
-To idioci, to znaczy, nie wszyscy, ale i tak nie warto sobie zawracać nimi głowy.- Blaise lekceważąco machnął ręką.
-A szlamy? No proszę.- Pancy zrobiła minę, jakby coś śmierdziało.
-Damy radę, jeśli będziemy się trzymać razem.- powiedział Draco jak przywódca.
-Pewnie.- cała trójka pokiwała głowami na znak zgody.
-Daga, podobno Azazel też ma być w szkole.- Pancy stłumiła chichot, ale policzki nieznacznie się jej zaróżowiły.
-Tak, będzie.- Daga uśmiechnął się i spojrzał w okno.
-Jako asystent wujka.- Draco wyjął z kufra szachy.- Daga, przestań marzyć. Zagrajmy lepiej.
-Wiesz, że przegrasz.- przyjaciel spojrzał na niego z nagłym błyskiem w oku.
-Kiedyś mi się uda, ale muszę ćwiczyć.
W tym momencie drzwi do przedziału otworzyły się i stanęła w nich dziewczyna z burzą kręconych, brązowych włosów i dużymi przednimi zębami.
-O, tu jest wolne miejsce.- powiedziała i nie czekając na zaproszenie weszła do środka.
-Kto cię tu zapraszał?- Pency warknęła niezadowolona.
-Jest wolne miejsce, więc...
-I co z tego, że jest?- Blaise stanął przed dziewczyną.
-Niech tu siedzi.- Daga odezwał się znad szachownicy, co ucięło dalszą dyskusję.
-Jestem Hermiona Granger, a wy?
-Pansy Parkinson, to Blaise Zabini.- wskazała na czarnoskórego chłopaka.- A grający to Draco Malfoy i Daga Black.
-Daga? A to nie żeńskie imię?- Hermiona była zdziwiona.
-Nie, to jak najbardziej męskie.- Draco właśnie przegrał przez nieuwagę i był zły.
-Nie wiedziałam....Czytałam dużo o Hogwarcie, jak myślicie w jakich domach będziecie?
-Slytherin.
-Ale to zły dom.
-Nie jest zły, moja rodzina w nim była.- Daga po raz pierwszy popatrzył na dziewczynę.- Ale myślę, że powinnaś poszukać innego przedziału.
-Słyszałaś, wyjdź.- Draco wstał z miejsca i powoli zbliżał się do dziewczyny.
-Słuchacie go?- Też wstała.- On jest taki mały. Pewnie nic nie umie i odeślą go do domu.- zaśmiała się.
-Wyjdź.- Blaise wyjął różdżkę.
-Nie umiesz jeszcze czarować.- Hermiona mimo wszystko cofnęła się.
-A chcesz się przekonać?- wycelował w nią.
-Powiem wszystko prefektowi, albo profesorom. Będziecie mieć kłopoty!- wzięła kufer i wyszła trzaskając drzwiami.
-Daga.-Draco popatrzył na przyjaciela i pomógł mu wstać.- Chcesz z kimś porozmawiać?
-Nie, ale ona...
-Cii, to tylko głupia szlama.- Draco otoczył go ramieniem.-Chodź, przejdziemy się po pociągu.
Wyszli z przedziału i spacerowali bez przeszkód, aż w jednym z przedziałów zobaczyli rudzielca i spotkaną wcześniej dziewczynę jak naśmiewają się z jakiegoś grubego chłopca.
-Co się tu dzieje?- Draco otworzył drzwi.
-Ron, to oni.- wskazała na nich.
-To tylko Malfoy i jakiś głupi dzieciak. Malfoy jest Śmierciożercą i pewnie ten mały pedał też.
Daga zaczął się trząść. Draco widział, że coś złego nadchodzi.-Hej ty.- zwrócił sie do chłopca.- Chodźmy stąd.
-Tak.- zgodził się.
-Daga, już spokojnie.- wyprowadzał go.
-Jestem Neville Longbottom.- powiedział tamten.
-Draco...
-Tak słyszałem ich
-A to Daga Black.
-Miło mi.- Neville uśmiechnął się do nich.
Wreszcie dotarli do przedziału. Daga był już spokojny. Wszyscy od razu przypadli sobie do gustu na tyle, że cała reszta podróży minęła spokojnie.


-Pierszoroczni!- olbrzym na stacji nawoływał do pójścia za nim.- Niech każdy ładuje się do łodzi, tylko szybko!
Daga płyął z Draco i Nevillem. Wszyscy troje rozglądali się ciekawie po jeziorze wypatrując szkoły i po jakimś czasie zbaczyli ogromny zamek z czterema wieżami.
-Tak, to Hogwart.- usłyszeli olbrzyma.
-Super.- Draco nie mógł się doczekać przekroczenia progu szkoły, ale nie był jedyny, więc gdy tylko dobili do brzegu, nowi uczniowie prześcigali sie ze sobą, który szybciej wyjdzie z łodzi i wejdzie do środka.
-Pierszacy, pani psor.- na schodach zatrzymała ich ubrana w czarną szatę, wysoka, szczupła kobieta.
-Dziękuję, Hagridzie. Za mną.- zwróciła się do uczniów. Draco złapał Daga za rękę i weszli razem.
-Za chwilę każdy z was zostanie przydzielony do domu i mam nadzieję, że przyniesiecie im chlubę. Ceremonia odbywa się przed całą szkołą.- mówiła kobieta prowadząc ich przez obszerny hol.- Nie można zmienić domu. Nie sugerujcie się też historią rodzinną, czy tym, że jesteście z mugolskich rodzin. Zostaniecie przydzieleni jak należy.
Otworzyła drzwi i znależli się w dużej sali z pięcioma stołami i sufitem zaczarowanym tak, że było widać gwiazdy.
Przy głównym stole siedzieli nauczyciele i dyrektor. Daga uśmiechnął sie do Azazela i Severusa, natomiast spojrzenie dyrektora napawało go lękiem.
-Wyczytam teraz wasze nazwiska. Macie tu podejść i założyć tiarę na głowę. Ona przydzieli was do domu.
-Black, Daga-Eweram- Daga podszedł do tiary.
Ledwo dotknęła jego głowy, kiedy w sali rozbrzmiało głośne - Slytherin!

środa, 23 listopada 2011

Rozdział 5b

Kilka godzin po nocnym incydencie Azazel otworzył oczy na dźwięk otwieranych drzwi. Stała w nich Bella.
-Jest już ósma. Daga ma tylko póltorej godziny
-Obudzę go, a teraz wyjdź.- Mężczyzna okrył Daga szczelniej i podniósł się. Kobieta wyszła.- Daga, skarbie.- wyszeptał do ucha chłopca, na co ten tylko zamruczał niezrozumiale i przekręcił główkę w drugą stronę. Azazel uśmiechnął się do siebie.- Kochanie..
-Idź sobie, chcę spać.
-Maleńki, dzisiaj szkoła.- pocałował go w odsłonięty karczek.
-Nie.- zaprotestował raz jeszcze i schował się pod przykrycie.
-Aniołku, proszę.- Daga otarł sie niebezpiecznie o miejsce, które domagało się dotyku. Mężczyzna na chwilę zamarł.- Kochanie, przygotuję ci kąpiel, a ty wstawaj, bo jak wrócę i dalej będziesz udawał że śpisz, połaskoczę cię.- na potwierdzenie tych słów połaskotał wystającą stópkę chłopca i wstał.
Azazel skierował swoje kroki do łazienki. Daga w tym czasie odsunął kołdrę i przez chwilę leżał bez ruchu wtulając się w poduszkę i wdychając ukochany zapach. Nie chciał się ruszać i chociaż nie mógł doczekać się szkoły, wolałby, żeby między nim a Azazelem nic się nie zmieniło. Na dźwięk lejącej się wody odrzucił przykrycie i na palcach przeszedł do dużej białej łazienki.
Na środku stała wanna wielkości małego basenu. Na ścianie wisiało duże lustro, podłoga pokryta była ciepłym dywanem. Nie było tu okna, ani elektrycznego światła, tylko kilka mocno świecących, wiszących w powietrzu lamp.
-Skarbie, a już miałem po ciebie pójść.- uśmiechnął się do niego Azazel.
-A ja chciałem cię popchnąć do wanny.- zmartwił się sztucznie Daga.
-Kochanie, nie masz już czasu na zabawy.- Azazel objął chłopca mając dziwne uczucie, że robi to po raz ostatni przed długą przerwą.
-Aza, stało się coś?-Zapytał zdziwiony Daga.
-Nie, maleńki, to nic.- pocałował go lekko w policzek.- Chcę cię po prostu przytulić.
-Dobrze.- Daga również go objął i stali tak przez chwilę nic nie mówiąc, ciesząc się swoją bliskością.
-Skarbie, zimno ci?- Chłopiec drżał lekko,
-Troszkę.- odpowiedział patrząc tęsknie w stronę wanny napełnionej ciepłą wodą.
-To czemu nie mówisz? Wykąp się, przygotuję ci ubranie.- raz jeszcze musnął wargami różowe usteczka i wyszedł.
Daga zdjął piżamę i zanurzył się w wodzie.

Czterdzieści minut później obaj pojawili się w kuchni. Draco już kończył śniadanie, Severus i Regulus całowali się przed rozstaniem zachowując się jak para napalonych nastolatków, a Narcyza i Balla omawiały coś półgłosem.
-Daga, czemu ty się zawsze spóźniasz?-Draco spojrzał z wyrzutem na przyjaciela i podał mu talerz pełen kanapek.
-Bo zaspałem.- wzruszył ramionami i usiadł.- Ciociu, kto nas zabierze na peron?- Zwrócił się do Narcyzy.
-Ja, kochanie.- odpowiedziała z uśmiechem zapytana.- Jedz, musisz nabrać sił.- nalała mu soku.
-Moglibyście już przestać?- Bella zwróciła się do całującej się pary.
-Oj, dałabyś spokój.- machnęła na siostrę ręką Narcyza.
-Severusie, czy my nie powinniśmy już tam być?- Zapytał Azazel.
-Tak, masz rację.- odpowiedział jednocześnie usiłując dotknąć jak najwięcej skóry kochanka nie rozbierając go.
-Wiec chodźmy już.- Azazel był na coś wyraźnie zły. Daga widząc to położył swoją rączkę na jego próbując go uspokoić.
-Masz rację.- w końcu oderwali się od siebie, a Azazel wstał i pocałował Daga w usta.
-Do zobaczenia w szkole, maleńki. Uważaj na siebie.-  jeszcze jeden pocałunek tym razem w czółko.
Obaj mężczyźni wyszli z kuchni.
-Chłopcy, zbierajcie się już.-  Narcyza spojrzała na zegarek.
-Jesteśmy gotowi.- obaj zgodnie odpowiedzieli wstając i ruszając w stronę salonu. Kobieta podążyła za nimi.

Peron 9 i 3/4 był pełen uczniów i ich rodziców. Daga mimowolnie złapał Draco za rękę, co było raczej trudne, bo ten podskakiwał szukając w tłumie dwójki innych przyjaciół Pancy i Blaise.

-Pamiętajcie, że macie być grzeczni.- upominała ich Narcyza.- Draco, opiekuj się Daga i w razie problemów zawsze zwracajcie się do Severusa.
-Wiemy, mamo.- zniecierpliwił się Draco.
-Poradzicie sobie.- ucałowała obu na pożegnanie.- Draco, Pancy jest obok pociągu.
-Daga, chodź.- popchnął kufer i doszedł.- Pa mamo!- zawołał jeszcze.
-Do widzenia, ciociu.- Daga również poszedł za przyjacielem, ale odwrócił się, by pomachać ciotce.













poniedziałek, 21 listopada 2011

Rozdział 5a

Pierwszego września Daga obudził się, gdy na dworze było jeszcze zupełnie ciemno. Nie mogąc uleżeć spokojnie wstał z zamiarem przepakowania szkolnego kufra, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Pokręcił się przez jakiś czas po pokoju, poprzeglądał książki i na palcach w piżamce przemknął do pokoju obok, gdzie spał Azazel. Otworzył drzwi i wślizgnął się do środka, po czym skierował wprost do łóżka mężczyzny. Nie budząc go wszedł pod kołdrę i przytulił się do ciepłej piersi towarzysza.
-Kochanie, nie powinieneś jeszcze spać?- Azazel pogłaskał chłopca po ciemnej główce.
-Nie.- uśmiechnął się do niego.- A ty?
-Maleńki, masz lodowate stópki.- sięgnął pod przykrycie i zamknął zimne paluszki w swojej dużej ciepłej dłoni.- Boisz się?
-Trochę, bo jak nas rozdzielą z Draco?- Zrobił smutną minkę.
-Na pewno nie.- uśmiechnął się do Daga i pocałował go w policzek.
-Ale...
-Skarbie, wszystko będzie dobrze.- uspokajał chłopca.
-A zły pan? On tam będzie?
-Kochanie.- westchnął mężczyzna.- Najważniejsze, że wujek Severus i ja tam będziemy.
-A będę mógł spać z tobą?- Daga podniósł się na łokciu, ale nie trafił dobrze i całym ciężarem niewielkiego ciałka wylądował na mężczyźnie, co ten szybko wykorzystał i objął chłopca.
-Nie, maleńki.- odpowiedział smutno.
-Ja chcę!- Daga popatrzył na niego wielkimi oczkami, w których zaczęły szklić się łzy.
-Nie płacz, kochanie.- przytulił go do siebie jeszcze mocniej i złożył delikatny pocałunek na jego ustach. Chciał go tym uspokoić, ale poczuł słoną wilgoć pod wargami.- Skarbie proszę.- i kolejny pocałunek.
-Zrobimy tak jak kiedyś?- Zapytał cichutko Daga. Azazel przez chwilę nie wiedział, o co mu chodzi. Zrozumiał dopiero wtedy, gdy poczuł usteczka chłopca na swojej rozpalonej szyi. Znieruchomiał. To, co stało się tydzień temu, było złe. Choć z drugiej strony takie dobre, że bał się stracić kontrolę. Małe rączki jakimś cudem powędrowały pod jego koszulę. Daga naśladował jego ruchy z poprzedniego razu. Azazel poddał się tej pieszczocie tylko przez chwilę, dopóki nie zorientował się, że jego członek jest całkiem sztywny i bardziej niż gotowy żeby wejść w małą ciasną pupcię chłopca.
-Daga, przestań!- krzyknął mężczyzna i zrzucił go z siebie tak niefortunnie, że zamiast wylądować na miękkim łóżku, spadł na podłogę. W pokoju zrobiło się nagle bardzo cicho. Azazel przestał nawet oddychać i patrzył na chłopca z wyrazem przerażenia na twarzy. Daga przestraszył się nie na żarty. Nikt nigdy tak go nie potraktował. Podniósł wzrok na mężczyznę. Już nie płakał. Jego błękitne oczka wyrażały strach i nienawiść. Z trudem wstał z podłogi, był potłuczony.
-Kochanie?- Azazel odezwał się niepewnie i zrobił krok w stronę chłopca, ale na wyraz jego twarzy cofnął się szybko.
-Nie mów tak do mnie.- Daga odezwał się zimno. Tak bardzo przypominał teraz ojca.
-Ja naprawdę...Skarbie....
-Nie!!!-Stojąca na stole szklanka pękła z trzaskiem, a szkło rozsypało się po pokoju. Jeden z odłamków trafił chłopca w policzek.- Nienawidzę cię! Nie chcę, żebyś ze mną jechał!
Każde słowo było jak nóż wbijany w serce Azazela, ale była to tylko i wyłącznie jego wina. Spuścił wzrok zawstydzony.
-Zraniłeś się.-powiedział cicho.
-To nie twoja sprawa!- Daga skierował się do drzwi i nagle coś się stało. Żółte oczy Azazela zapłonęły groźnie. W mgnieniu oka znalazł się przed chłopcem.
-Odejdź.- Daga uspokoił się trochę. Już nie krzyczał, ale oddychał ciężko. Mężczyzna jakby go nie słuchał, podniósł go i zaniósł na łóżko. Posadził i zamknął w swoich ramionach.
-Puść mnie.- Daga dopiero teraz zaczął naprawdę się bać.
-Siedź spokojnie.- warknął mężczyzna podnosząc rękę ku ranie. Dotknął jej delikatnie, na co chłopiec skrzywił się.
-Piecze.- wyszeptał płacząc już otwarcie.
-Przestanie.- popchnął go na poduszkę i zawisł nad nim. Azazel oddychał ciężko z podniecenia, złości i strachu. Patrzył na chłopca, ale jakby go nie widział. Przez tyle lat wszyscy zapomnieli kim jest naprawdę.- Chcesz znów poczuć sie dobrze?- przejechał ręką po jego klatce piersiowej i brzuchu.
-Aza, puść, boję się.- Daga zaczął się trząść.
-A będziesz grzeczny?- Zbliżył twarz do zapłakanej buzi chłopca i polizał jego usteczka.
-Tak.- pisnął Daga.- Przepraszam.
-Dobrze.- zmienił pozycje i leżeli tak jak wcześniej.- A teraz posłuchaj. Nie chciałem ci zrobić krzywdy, ani przestraszyć.-jego głos był jednak zimny.- A teraz uspokój się opatrzę ci ranę.- polizał zraniony policzek, który natychmiast się zagoił.
-Mogę już iść?
-Nie...- Azazel ocknął się z transu, w który przed chwilą wpadł.-Bogowie.- szepnął.- Kochanie...ja...
-Nie mów.- poprosił chłopiec kładąc główkę na jego piersi. Jego ciałkiem raz po raz wstrząsał szloch.
-Skarbie, ja muszę...Daj mi sobie wyjaśnić.
-Zezłościłem się.-i znów te błękitne, zapłakane oczęta.
-Tak, ale ja cię...
-Bałem się.
-Wiem, kochanie. Wybacz mi, nie zrobiłbym ci krzywdy. Wiesz o tym, prawda?
-Tak, Aza. Dlaczego?
-Maleńki, to, co wtedy zrobiłem, było złe, wiesz o tym...
-Tak, ale byłeś smutny. Ja nie chciałem żebyś był...
-Aniołku, to nie tak działa. Jak będziesz starszy wszystkiego się dowiesz.
-A czemu byłeś straszny?
-Nie mogłem patrzeć, jak mnie nienawidzisz i zraniłeś się.- odważył się pogłaskać go po główce.- A moim zadaniem jest cię chronoć, czasem będę straszny.
-Azazelu, kochasz mnie?- Daga zapytał go o to po raz pierwszy.
-Tak, najbardziej na świecie.- odpowiedział szczerze.
-Tak jak małżeństwo?
-Skarbie...
-Powiedz.- położył rączkę na jego policzku.
-Tak, któregoś dnia poproszę cię o rękę.- Daga zachichotał.
-A całą resztę?
-Całą resztę też.- uśmiechnął się lekko do swojego skarba.
-Nie bądź już straszny.- poprosił.- A ja już nie będę na ciebie krzyczał.
-Dobrze, kochanie.- pocałował go lekko w zapłakane oczka.- A teraz może pójdziesz jeszcze spać. Jest wcześnie, a nie chcesz chyba przespać uczty w szkole?
-Nie.- ułożył się wygodnie na piersi mężczyzny i ziewnął. Azazel okrył ich obu.
Dziękował wszystkim duchom, że znów się opanował w porę. Teraz było jednak gorzej, omal go nie skrzywdził. Wiedział, że robi się coraz bardziej niebezpieczny i że to szybko musi się skończyć.
-Dziękuję.- szepnął w niebo i powoli zaczął zasypiać.
Był już na granicy snu, gdy Daga przekręcił się i wyszeptał - Ja też cię kocham, Azazelu. -
Spod zamkniętych powiek mężczyzny spłynęły łzy szczęścia. Objął chłopca jeszcze mocniej i zasnął.

sobota, 19 listopada 2011

Rozdział 4

Niepostrzeżenie nadszedł koniec sierpnia, a do wyjazdu do szkoły pozostał tydzień. Tak więc nie można było już odwlekać wycieczki na Pokątną, mimo że każdy, a zwłaszcza Regulus, chciałby tego uniknąć. Był też problem z opiekunami dla Daga, bo większość Śmierciożerców, była uznana za niebezpiecznych.
Azazel oczywiście odmówił pozostania w domu, choć wiedział, że będzie przyciągać natarczywe spojrzenia. Wreszcie, po długich naradach, zdecydowano, że Daga będzie towarzyszył Malfoy'om.

Na dwa dni przed pierwszym września wszystkie środki ostrożności, wraz z zaklinanym od dwóch miesięcy medalionem, były gotowe.

-Musimy odwiedzić sklep z miotłami- Draco przy śniadaniu co chwilę wymieniał miejsca na Pokątnej, które koniecznie muszą zobaczyć, a lista była już długa.- Daga, pospiesz się.- szturchnął przyjaciela łokciem tak, że herbata, którą ten właśnie zamierzał wypić, wylała się i oblała mu całe ubranie i stół
-Draco! Teraz muszę się przebrać.- popatrzył na większego chłopca z wyrzutem.
-To idź! Tylko szybko, bo za 10 minut idziemy, czy jesteś gotowy czy nie!- Daga uśmiechnął się do niego i wybiegł z kuchni do swojego pokoju.
-Azazelu!- krzyknął zaskoczony, gdy znalazł go w swojej sypialni.- Myślałem, że śpisz, nie byłeś na śniadaniu.- wtulił się w niego.
-Nie, kochanie, po prostu myłślałem.- posadził go sobie na kolanach i podrażnił nosem delikatną szyjkę chłopca.
-Tutaj?- Zdziwił się, i zachichotał, kiedy włosy jego towarzysza zaczęły go łaskotać.
-Tak, maleńki...Dlaczego jesteś cały mokry?- Dopiero teraz zauważył, że koszulka chłopca jest cała mokra i przykleja mu się do ciała. Na dodatek mały zaczął się trząść z zimna.
-To nic, tylko oblałem się przez Draco.- Daga machnął ręką i zaczął zdejmować koszulkę. Nagle poczuł ciepłe ręce na swoim brzuchu, powoli i delikatnie przesuwające się do góry. Azazel oddychał głęboko, próbując zebrać myśli i się opanować. Co nie było takie łatwe, bo Daga miał niesamowite łaskotki niemal na całym ciele i teraz też nie mógł usiedzieć spokojnie chichocząc cichutko i raz po raz drażniąc tyłeczkiem jego coraz bardziej nabrzmiały członek.
-Spokojnie aniołku- jedną ręką pogłaskał go po twarzy, a druga zawędrowała do lewego sutka dotykając go lekko, ale ten już sterczał, pewnie z zimna. Nagle, bez ostrzeżenia, odwrócił go ku sobie i pocałował zachłannie w usta rozchylając powoli jego wargi językiem i leciutko drażniąc podniebienie Daga. Ręce mężczyzny gładziły jego plecy schodząc coraz niżej, do linii spodni. Jedna z nich powędrowała na pupę, a druga, po raz pierwszy, odważyła się dotknąć członka chłopca, który wygiął się delikatnie i zamruczał. Azazel szybko cofną ręką i położył na swoim już dawno twardym i pulsującym boleśnie.
Usta całowały teraz twarzyczkę chłopca powoli schodząc w dół, ku szyjce. Lizał i ssał każdy centymetr delikatnego ciałka, który dostał sie pod jego usta. Po kilku szybkich ruchach ręki doszedł. I dopiero teraz jego umysł zaczął pracować poprawnie. Popatrzył na Daga. Miał zaciśnięte powieki, a piąstki ściskały wilgotną koszulę tak mocno, że aż kosteczki mu pobielały. Poczuł się okropnie winny, aż serce go zabolało i zapłakał w duchu.
-Kochanie?- Odezwał się po chwili cicho.
-Azazel.- podniósł oczka ku niemu i dopiero teraz mężczyzna zobaczył łzy.
-Maleńki, przepraszam. Przepraszam, to już nigdy się nie powtórzy.- zsadził go z kolan i uklęknął przed nim.
-To było miłe.- Daga pogłaskał małą rączką dużą dłoń mężczyzny spoczywającą na jego nodze.
-Aniołku, to było złe, jesteś jeszcze za mały.- potrząsnął głową.- Nie wolno ci o tym nikomu powiedzieć.
-Nasz sekret?- Zapytał z uśmiechem.
-Tak. Dlaczego płaczesz, kochanie?- Otarł łezki z policzków chłopca.
-Nie wiem.- zrobił śmieszną minkę i roześmiał się. - Muszę się ubrać, bo Draco chce już iść. Ty też chodź.- wstał i podszedł do szafy. Wyjął z niej czarny podkoszulek, założył i szybko wybiegł.

-No co tak długo?- Draco stał już przy kominku razem z rodzicami.
-A tak.- Daga pokazał mu język i sięgnął po proszek.
-Gotowi?- Zapytała Narcyza, gdy tylko Azazel zjawił sie w salonie.
-Tak!- Krzyknęli obaj chłopcy.
-To ruszamy.- Lucjusz pierwszy wszedł do kominka, a za nim wszyscy ruszyli na Pokątną.

Ulica była tego dnia wyjątkowo ruchliwa. Wszędzie pełno było rodzin z dziećmi kupującymi książki i szaty. Daga odruchowo złapał Narcyzę za rękę, bo Azazel z jakiegoś powodu trzymał się w pewnej odległości.
-Daga, maleńki, nie musisz się bać.- Narcyza uśmiechnęła się do chłopca.- Jesteśmy tu i będziemy ci chronić, a widzisz, że Draco chce ci pokazać tyle rzeczy. Idź z nim, my pójdziemy za wami.
-Dobrze, ciociu.- odpowiedział, chociaż nie był do końca przekonany.
-Chodź, zobaczymy nowe miotły.- Draco pociągnął go za rękę w stronę wysokiego budynku.
-Draco, najpierw załatwmy sprawy z listy.- Lucjusz zatrzymał syna.
-No dobrze.- Draco posmutniał na chwilę, ale po jakimś czasie uśmiechnął sie znowu.-Ale chcę dostać sowę.
-Dobrze.- Lucjusz poatrzył z czułością na syna.

Po 3 godzinach wszystko w końcu było załatwione i siedzieli teraz w lodziarni otoczeni nowymi szatami, książkami i oczywiście, różdżkami. U Oillvandera musieli spędzić trochę więcej czasu. Żadna różdżka zdawała się nie pasować do Daga. W końcu stary sklepikarz wyciągnął nigdy nie pokazywaną nikomu, specjalną różdżkę. Miał na tyle rozumu, że nie zrobił z tego dużej sprawy. W każdym razie chłopcy nie zorientowali się, że coś jest nie tak. Za to u Madame Malkin Azazel uciekł niemal na drugi koniec sklepu, by tylko uniknąć widoku Daga.
-Popatrz na nich.- Draco wskazał dużą grupę rudzielców.
-Są głośni.- Daga zatopił łyżeczkę w swoich lodach z bitą śmietaną i spuścił wzrok.
-Tak, to Weasleyowie.- powiedział Lucjusz.- uważajcie na nich.
-Czemu?- Zapytał Draco.
-To źli ludzie.- Narcyza z grymasem popatrzyła na siedzącą nieopodal rodzinę.
-Ciociu, czy oni pracują ze złym panem?- Daga też podążył wzrokiem ku nim.
-Tak, kochanie.- odpowiedziała dopijając kawę. Daga położył rączkę na ramieniu Azazela.
-Nie bój się, maleńki. Nic ci nie grozi.- wyszeptał mu do ucha.
-Wracajmy już.- Lucjusz spostrzegł, że Artur przygląda mu się podejrzliwie. Wstał, zapłacił i udał się do wyjścia, a reszta poszła za nim. Daga wtulił się w Azazela.
-Powinniśmy się deportować.- zasugerował patrząc na chłopca.
-Tak, masz rację, położył dłoń na ramieniu żony i wziął syna za rękę.
Po chwili znaleźli się w salonie.

Artur przyglądał się Malfoyowi i otaczającym go ludziom. Najbardziej rzucał się w oczy mały, ciemnowłsy chłopiec. Coś mu się w nim nie podobało, nie powiedział o niczym żonie, ale zainteresował się tą sprawą.

środa, 16 listopada 2011

Rodział 3

Na Grimmauld Place 12 rozpoczął się właśnie nowy dzień.
Do przestronnej, ale niezbyt jasnej kuchni z dużym stołem otoczonym starymi, pięknie zdobionymi ciężkimi krzesłami, wpadł 11 nastoletni chłopiec. Zatrzymał się przy dzbanku, w którym parowała świeża kawa.
-Daga, co ja ci mówiłam?- W drzwiach stanęła Bella.
-Ciociu, tylko troszkę.- popatrzył na nią tymi swoimi dużymi, błękitnymi oczkami i zamrugał kilka razy niewinnie.
-Kochanie, kawa jest dla dorosłych.- potrząsnęła przecząco głową.- Naprawdę nie wiem, kto cię tego nauczył.
-Wujek Rabastan.- odpowiedział ze szczerym uśmiechem na małej ślicznej buźce.
-Usiądź, już za chwilę podam ci śniadanie.- raz jeszcze pokręciła głową uśmiechając się lekko, kilka razy machnęła różdżką i na stole pojawiło się śniadanie dla większej ilości osób.
-Jedz Książę. Nie mam pojęcia, jakim cudem wciąż jesteś taki mały i chudy.- to ostatnie wypowiedziała tak cicho, że jej nie usłyszał, za to zabrał się szybko za jedzenie. Nałożył sobie na talerzyk kilka kanapek z żółtym serem i nalał gorące kakao do srebrnego pucharu.
-Daga, maleńki, Draco właśnie prosił, żebyś go odwiedził go po śniadaniu.- do kuchni wszedł Rudolf i zajął miejsce obok niego.
-Mogę?- Zapytał Daga z buzią pełną jedzenia.
-Oczywiście.- zapewniła go kobieta.- Czy Severus już się z tobą kontaktował?- Zapytała męża.
-Nie, ale jeśli coś ma się stać, to już lada dzień.- właśnie w tej chwili próg przekroczył wysoki mężczyzna, któremu czarne włosy opadały do pasa. Pod  przylegającą do ciała koszulą widać było pięknie wyrzeźbione mięśnie, przy czym był szczupły. Opalona skóra kontrastowała z jasnym materiałem ubrania. Co jednak najbardziej przykuwało wzrok, to twarz, piękna niczym malowidło anioła na kościelnych ścianach, rysy miała jednak mniej delikatne, a oczy... tak te były najdziwniejsze, nie przypominały żadnych innych, były bowiem intensywnie żółte i teraz wyglądały groźnie, święcąc w pół mroku panującym w pomieszczeniu. Bez słowa usiadł przy chłopcu obserwując go i ignorując śniadanie.
-Azazelu- po kilku chwilach odezwał się Rudolf.- czy zechciałbyś pomóc dzisiaj Regulusowi w zaklinaniu medalionu?
-Pójdę tam gdzie Daga.- odpowiedział melodyjnym, mocnym, głębokim głosem.
-Tak, ale..
-Powiedziałem!- uderzył pięścią w stół, aż Daga podskoczył i przeniósł na niego przestraszone oczęta.-Wybacz mi.- położył mu uspokajająco dłoń na policzku.
-Myślę, że powinieneś pomóc wujkowi.- powiedział patrząc w żółte oczy towarzysza.
-Idziesz do Malfoyów, tam może być niebezpiecznie.- zaprotestował.
-A czy ten medalion nie jest do ochrony?- Chciał wiedzieć Daga. Słyszał o nim już od jakiegoś czasu, ale nikt nie chciał mu nic wyjaśnić, dlatego teraz zapytał nie spuszczając wzroku z Azazela.
-Kochanie, wiesz, że nie mogę...-Azazel miał problem, żeby cokolwiek odmówić temu ślicznemu aniołkowi.
-Dobrze, idę do Draco.- Daga wstał i wyszedł obrażony. Azazel już chciał podążyć za nim, ale ręka Rudolfa skutecznie go powstrzymała.
-Nie możesz mu powiedzieć, a zrobiłbyś to.- wyjaśnił mu, ale cofnął się pod wpływem wściekłego spojrzenia.

Draco podekscytowany czekał na przyjaciela tuż obok kominka, a w ręce trzymał list, który dzisiaj rano przyniosła mu szara sowa. Gdy tylko zobaczył, że płomienie zmieniają kolor, wstał z podłogi i zaczął podskakiwać.
-Daga, Daga, zobacz!- podbiegł do chłopaka, który właśnie otrzepywał ubranie.- Dostałem list ze szkoły. A gdzie twój?
-Ja nie dostałem jeszcze.- zmartwił się drobniejszy chłopiec.
-Nie martw się, może wyszedłeś przed pocztą.- blondyn zaprowadził go do kanapy i zaczął czytać list na głos.

-Severusie!- krzyknął do kominka Regulus.- Chodź tu szybko!
-Co się stało?- w płomieniach ukazała się głowa jego kochanka.
-Daga dostał list.- pokazał mu kopertę, a ten natychmiast wszedł do pokoju.
-Dumbledore nic mi nie mówił.- obejrzał list ze strachem w oczach.
-A Harry Potter jest w rejestrze?- Regulus spojrzał na bladą twarz ukochanego.
-To jest do ich obu...
-Co? Jak?
-Zawołaj wszystkich do salonu.- musnął wargami czoło Regulusa i wyszedł.
Po chwili dorośli siedzieli już na sofach i fotelach w przestronnym pokoju.
-Nie możemy do tego dopuścić!- Narcyza odezwała się pierwsza.
-Draco dostał list, nie możemy ich rozdzielić.- powiedział smutny Rabastan.
-Ale Daga-Eweram Black Riddle nie może pójść do Hogwartu, a Harry Potter nie istnieje.- Severus głośno myślał.
-A jeśli on będzie twoim synem?- Zwrócił sie do niego Lucjusz.
-To niedorzeczne!- krzyknął tamten.
-Tylko ty jesteś w szkole cały czas, nie będzie musiał się zmieniać, Dumbledore ci ufa, a ten list odeślemy.
-Lucjusz może mieć racje.- Bella kiwnęła głową z aprobatą.
-Porozmawiam z nim, ale...
-Jesteś na tyle potężny, że go przekonasz.- Narcyza położyła dłoń na ramieniu przyjaciela.
-A co z moim asystentem?- Przypomniał sobie nagle o Azazelu, bo ten już wcześniej zagroził, że jeśli Daga wyjedzie, on pojedzie z nim, albo uprowadzi chłopca.
-To zostaw mnie.- Lucjusz podszedł do kominka.- Zwołam zebranie rady.
-Tak, zobaczymy.

Tymczasem obaj chłopcy bawili się w najlepsze latając na miotłach pod okiem domowej skrzatki. Daga był urodzonym szukającym, za to Draco nie przepuścił ani jednej odbitej ku niemu piłki.
-Wracajmy już.- po jakimś czasie zaproponował Daga.
-Już za nim tęsknisz?- Zachichotał Draco, za co dostał tylko piłką w głowę.
-Dobrze, zresztą chcę porozmawiać z wujkiem Severusem.- z godnością zgodził się Draco i poprawił włosy, by każdy kosmyk był na swoim miejscu, tak jak u jego taty.

-Azazelu?-od progu usłyszał ukochany głosik.
-Wejdź, kochanie.- odłożył książkę i wyciągnął rękę do chłopca.
-Nie przeszkadzam ci?- zapytał siadając mu na kolanach i wtulając sie w jego szeroką klatkę piersiową.
-Ty, nigdy.- wyszeptał całując czubek jego głowy. Męczył się, znał go już od tylu lat, a nie mógł go dotknąć. To było gorsze niż tortury, dlatego błogosławił i przeklinał te chwile, gdy Daga był tak blisko.
-Draco dostał list. Co jest ze mną nie tak?- Zapytał po chwili podnosząc główkę, by na niego spojrzeć.
-Nic maleńki. Lada dzień na pewno przyjdzie.- zapewnił go głaskając po policzku.
-I pojadę do szkoły! I będę taki mądry jak wujek Severus!- ucieszył się zeskakując z kolan.
-Tak, kochanie, będziesz.- Azazel roześmiał się na taką szybką zmianę nastroju.
-Dobrze, wierzę ci, ty nigdy nie kłamiesz.- Daga przytulił się do jego nogi, ale po chwili odskoczył.- Zagrasz ze mną w szachy?
-Dla ciebie wszystko, aniołku. Przynieś plansze.

Albus po raz kolejny przeklinał swój los. Nie dość, że ten mały znów mu się wymknął i do szkoły miał przyjąć bękarta Snape'a i Blacka, to na dodatek rada kazała mu przyjąć jakiegoś pomocnika do warzenia eliksirów. Zaklął w duchu i już zaczął obmyślać plan na uprzykrzenie życia dwóm nieproszonym gościom. Po chwili w jego głowie zrodził sie szatański plan i uśmiechnął się zimno. Tak, ten rok dla Hogwartu będzie niezapomniany.





Rozdział 2b

-Co masz na myśli?- Regulus machnął różdżką i wyczarował kilka krzeseł. Lucjusz zajął jedno z nich, to samo zrobił upadły anioł wciąż jeszcze trzymając Daga na rękach.
-Ktoś od Dumbledore'a sprawdził dom tych mugoli. Już wiedzą, że coś poszło nie tak.- Lucjusz zmierzył wzrokiem przybysza i poszukał odpowiedzi w oczach pozostałych. Nie znalazł jej jednak, więc kontynuował.- Knot oskarża wszystkich, ale Weasley jest święcie przekonany, że to sprawka Śmierciożerców. Już robi wszystko, by przeszukać nasz dom.
-Co chcesz zrobić?- Do pokoju weszła Narcyza i aż przystanęła, gdy ujrzała przybysza z Dagą na kolanach. Ten jednak zdawał się być na tyle zadowolony, że dała temu spokój. Usiadła obok męża
-Bella i Rudolf odpadają, oboje są pod ścisłą obserwacją, a Lupin przepadł bez wieści.
-Jest jedno miejsce.- Severus skierował się w stronę Regulusa, po czym namiętnie pocałował mniejszego mężczyznę.- Mój stary dom na Spinner's End jest na tyle zabezpieczony, że możemy umieścić tam naszego Księcia do czasu, aż to się uspokoi, lub do 11 roku życia. Albus był dzisiaj wściekły. Podobno rozwalił cały gabinet i jestem pewien, że pożar w Zakazanym Lesie to też jego sprawa.
-Nie podejrzewa cię?- Regulus przytulił się do kochanka, a ten pocałował go w czubek głowy i pogłaskał po policzku.
-Nie, ja jestem bezpieczny. A teraz...- reszta zdania zginęła w szlochach Daga.
-Maleńki?- Azazel popatrzył na chłopca i zrozumiał. W kieszeni płaczcza ukryty miał nóż.
-Boli.- powiedział pomiędzy szlochami i pokazał mu skaleczoną rączkę.
-Cii, już chwileczkę.- podniósł rączkę do góry i wymamrotał kilka niezrozumiałych dla nikogo słów. Rana zniknęła. Pogładzil dziecko po policzku i otarł mu łezki.- Nie rozumiem. To mine tu ściągnęło?- Popatrzył po zebranych nie bardzo rozumiejąc.
-To jest skomplikowane.- Severus odezwał się z westchnieniem.- Myślę, że i ty jesteś nam winien wyjeścienia.
-Tak, jestem.-przyznał.- Jak już mówiłem, jestem upadłym aniołem. Nasza rasa została wygnana z innego wymiaru wiele stuleci temu. W naszym świecie nie było miłości fizycznej ani żadnej innej. Obserwowaliśmy jednak ludzi i ich uczucia. Wielu z nas wam zazdrościło i pewnego dnia jeden z moich współbraci przeszedł do waszego świata i zakochał się w kobiecie. Nasz władca przeklął tych, którzy byli zdania, że postąpił słusznie i wygnał nas z królestwa. Nasza klątwa polegała na tym, że możemy kochać tylko jedną osobę i większość z nich jest śmiertelnych, lub nas odrzuca, a my żyjemy wiecznie. Czy taka odpowiedź was satysfakcjonuje?- Zebrani przez całą opowieść byli całkowicie cicho. Teraz też nikt nic nie mówił.
-Więc jakie masz zamiary?- Narcyza pierwsza odzyskała mowę.
-Naszym zadaniem jest bronić, opiekować się i uszczęśliwiać naszego towarzysza. Ale nikt nigdy nie poznał swojego, gdy był jeszcze nie dojrzały.
-Dlatego nasza kolej na wyjaśnienia.- Lucjusz zabrał głos.- Ojciec Dagi został okrzyknięty najgorszym zbrodniarzem czarodziejskiego świata od kilku wieków. Nie jest to jednak prawda. Oczywiście ma kilka pomysłów, żeby go zmienić, ale nie jest to nic złego. Największym jego wrogiem jest niejaki Albus Dumbledore, powszechnie uznawany za najlepszego czarodzieja i obrońcę. To on zabił ojca Dagi i uwięził jego tatę. To również przez niego był porwany, gdy miał 2 tygodnie i przez ponad rok był torturowany i głodzony.- na te słowa Azazel wydał z siebie cichy warkot i jeszcze mocniej przytulił chłopca do siebie.- Udało nam się go uratować, gdy Dumbledore próbował umieścić go w rodzinie zbrodniarzy. To było 6 lat temu i od tej pory jest spokój, aż do dzisiaj, więc skoro Daga znalazł się w niebezpieczeństwie. może dlatego tu jesteś. Może tym razem nie będziemy w stanie go ochronić.- zakończył smutno.
-Nie możemy dopuścić do tego, żeby minister czy ktokolwiek inny dowiedział się, że Daga tu jest.- Severus stwierdził oczywiste.
-A to miejsce, o którym mówiłeś?- Zapytał go Azazel.
-To tylko jedna z opcji...
-Grimmauld Place 12!- Krzyknął Regulus i zerwał się z kolan Severusa.
-Kochany...-przerwał mu ten.
-Nie, poczekaj, to jest dobry pomysł.-ucieszył się jak małe dziecko.-  Blackowie mają paranoję, nawet minister nie wejdzie tam bez pozwolenia i bez urazy mój drogi, ale wychowywałeś się wśród mugoli.- ponownie zajął swoje poprzednie miejsce.
-Tak, Regulus może mieć rację.- Rabastan odezwał się po raz pierwszy od dłuższej chwili.-Tylko sprawdź najpierw dom.
-Oczywiście.- Lucjusz wstał i podszedł do Azazela, a ten zrobił taki ruch, jakby chciał go zaatakować.- Daga śpi, chciałem go tylko przenieść do sypialni.- wyjaśnił cofając się o krok.
-Zrobię to.- wstał z chłopcem na rękach i raz jeszcze popatrzył groźnie na Lucjusza.
-Zaprowadzę cię.- odruchowo dotknął różdżki i wyszedł, a za nim szedł bardzo dziwny pochód.
W sypialni Daga Azazel rozejrzał się uważnie najwyraźniej szukając czegoś, co mogłoby mu się nie spodobać. Nie znalazłszy niczego takiego, delikatnie położył chłopca na łóżku, przykrył go i popatrzył na niego z miłością. Od pierwszej chwili bowiem pokochał tego małego aniołka.

Po kilku dniach wszystko zostało ustalone. Daga razem z Regulusem, Severusem, Bellą i Rudolfem oraz z nie odstępującym go niemal na krok Azazelem, przenieśli się do posiadłości rodziny Blacków. Nie obyło się bez łez bowiem Draco nie chciał wypuścić przyjaciela, tak samo jak Daga. Jednak po zapewnieniach, że będą się widywać codziennie, konflikt został zażegnany.
Dumbledore'owi raz jeszcze nie udało się zdobyć tego, co chciał, by osiągnąć swój cel i tym razem ukarał za to przykładnie jednego za swoich sług. Rubeus Hagrid zmienił zdanie o swoim pracodawcy.
A Albusowi pozostało czekać na jeszcze jedną szansę, gdy chłopiec skończy 11 lat i przekroczy próg Hogwartu.



poniedziałek, 14 listopada 2011

Rozdział 2 - Część I


Mały Daga miał już 7 lat.

Wciąż był mały i chudziutki jak na swój wiek, chociaż zarówno skrzaty domowe, jak i domownicy dokładali wszelikch starań, by jadł normalnie.

Był bardzo wesołym i grzecznym chłopcem, który od pierwszego uśmiechu zdobył serca wszystkich Śmierciożerców. Draco nie odstępował swojego małego braciszka na krok.

Daga po ściągnięciu z niego wszystkich maskujących zaklęć miał jasną cerę Toma, niebieskie oczy Syriusza i bardzo czarne włosy z niebieskimi refleksami w świetle. Miał mały zadarty nosek po babce i bliznę na czole w kształcie błyskawicy, której nie udało się usunąć czy zamaskować żadnym sposobem. Na szczęście zasłaniał ją grzywką.

Co do ogólnej sytuacji popleczników Lorda Voldemorta, to niestety niewiele się ona zmieniła. Lord jakby zaginął bez wieści, chociaż nikt nie wierzył, że naprawdę umarł. Syriusz został wtrącony do Azkabanu bez możliwości obrony. Lucjusz, mimo że pracował na wysokim stanowisku w Ministerstwie Magii, był w stanie odwiedzić go tylko raz, 4 lata temu.

Ten, kiedyś dumny, przystojny mężczyzna, był wrakiem siebie. Lucjusz przezornie nie powiedział mu o Tomie, za to pokazał zdjęcie jego ukochanego syna. Syriusz widział syna tylko przez 2 tygodnie przed tym, jak został porwany i tylko myśl, że jeszcze go zobaczy, trzymała go przy życiu.

Daga miał 5 lat, gdy zapytał o rodziców. Jego wujek, Regulus, wyjaśnił mu wtedy, że obaj tatusiowie bardzo go kochają, ale nie mogą być razem z nim, bo zabrał ich zły pan. W efekcie tych słów malec spędził tydzień śpiąc razem z wujkiem Regulusem i Severusem.

Dzisiejszy dzień był bardzo ciepły. Była wiosna, więc Daga, Draco, Pansy i Blaise bawili się w ogrodzie pod czujnym okiem Narcyzy. Kobieta uśmiechała się lekko obserwując dzieci. Zauważyła, że to jej syn jest w centrum uwagi i to on ma zawsze te najbardziej szalone pomysły. Cieszyła się z tego oczywiście, ale jednocześnie martwiła o Księcia, bo wciąż był jeszcze nieśmiały i lękliwy.

- Tom nie byłby zadowolony. - odezwał się Regulus siadając obok.

- Tak, miejmy nadzieje, że to się zmieni. Jakieś wieści od Belli?

- Niestety, czasem się obawiam, że to już koniec.

- Regulusie, nie bądź aż taki dramatyczny. - odezwała sie oburzona.

- Narcyzo... - nim zdążył powiedzieć cokolwiek innego, małe rączki oplotły go za nogi, a twarzyczka bratanka uderzyła w jego kolano. - Co tam, malutki? - Pochylił się i wziął Daga na ręce. Ten wtulił główkę w jego szyję. - Hej, co się dzieje?

- Zły pan. - Daga zaczął płakać, a dorośli popatrzyli na siebie wymieniając zdziwione spojrzenia.

- Książę. - Regulus podniósł mu główkę i otarł łezki.- Gdzie jest ten zły pan?

- Draco, powiedział.... - i znowu zaczął płakać.

- Co powiedział? - Rgulus spojrzał w stronę reszty dzieci.

- Że w nocy... - dopiero teraz zrozumieli. Daga musiał mieć jedną ze swoich wizji i Draco prawdopodobnie uspokoił go w nocy. Daga nigdy nie pamiętał o wizjach, więc Draco musiał powiedzieć o tym przyjaciołom.

- Moje maleństwo. - Usiadł z chłopcem na kolanach. - Nic ci się nie stanie, zły pan tu nie wejdzie. - Pocałował go w czubek głowy i przytulił jeszcze mocniej. - Daga, skarbie, nie płacz, Draco był niegrzeczny...

- Nie bij Draco. - przerwał mu i znów zaczął płakać.

- Daga, dziecinko, nikt tu nikogo nie bije. - otarł mu twarzyczkę i ucałował czubek noska, co wywołało chichot. - Idź się pobawić.

- Co to? - Chłopiec wskazał na niebo. Jakiś kształt zbliżał się do nich z dość dużą szybkością.

- Dzieci, do domu, szybko! - Narcyza krzyknęła w panice, Regulus wyjął różdżkę i jeszcze raz wziął Daga na ręce.

Chwilę później wszyscy byli w środku, a dom został zabezpieczony. Narcyza pilnowała reszty dzieci, a Daga był z Regulusem i z Rabastanem Lestrange.

Przez jakiś czas nic się nie działo, lecz nagle po środku sali stanął czarnowłosy, wysoki, przystojny mężczyzna ubrany na czarno. Miał żółte oczy, którymi spoglądał na Daga. Rebastan zaatakował go, ale wystarczył tylko ruch ręki nieznajomego, żeby go unieruchomić.

- Nie jestem tu po to, by robić wam krzywdę. - odezwał się głębokim, ale cichym głosem.

- Kim jesteś? - Regulus jeszcze mocniej objął Daga.

- Nazywam się Azazel, jestem upadłym aniołem. - wyjaśnił podchodząc do nich.- Jestem tu po to, by zając miejsce u boku mego towarzysza.

- Kto nim jest? - Regulus przełknął ślinę, domyślał się prawdy.

- Ten chłopiec, ale to...

- To dziecko, ty potworze! - wyrwało się Severusowi, który właśnie wszedł do sali.

- Tak, coś jest nie tak. - Wyciągnął rękę by pogłaskać Daga. Ten najpierw przestraszył się, ale gdy spojrzał na przybysza, sam wyciągnął do niego ręce i dał się objąć. Pozostali zamarli. Chłopczyk był bardzo nieufny co do obcych, rzadko też dawał się obejmować komuś poza Regulusem, lub Draco.

Mężczyzna przytulił go do siebie i wdychał jego słodki zapach.

- Wybaczcie, coś mnie tu przywiodło osiem lat wcześniej. - zwrócił się do zebranych.

- Tak i ja chyba wiem, co... - Lucjusz stanął obok Severusa. On dopiero przybył z ministerstwa.



niedziela, 13 listopada 2011

Rozdział 1


— Lucjuszu! — Stojąca przed blondynem kobieta wydała z siebie okrzyk ulgi i szybko podeszła do męża.
— Misja wykonana, Narcyzo! — Mężczyzna ucałował żonę w policzek i pokazał chłopca.
Kobieta spoglądała na dziecko z miną opiekuńczej, a raczej nadopiekuńczej matki.
— Jaki on malutki — wyszeptała.
— Czy wszyscy już są? — odezwał się Malfoy po krótkiej chwili, przykuwając na nowo uwagę żony.
— Tak, ale... — Ukryła twarz w dłoniach. — Kochany, udało mu się — zaszlochała cicho. — Lucjuszu, co teraz?
— Spokojnie, moja droga. — Blondyn przygarnął kobietę do siebie wolną ręką. — Za chwilę wszystkiego się dowiemy, chodźmy.
Wyprowadził ją z przestronnego salonu, w którym do tej pory się znajdowali. Szli poprzez ciemny korytarz aż do sali, która przypominała jadalnię, z ogromnym stołem, pochodniami na ścianach i zapalonym kominkiem.

Lucjusz musiał ze smutkiem stwierdzić, że niewielu Śmierciożercom udało się przybyć do Twierdzy Cieni w tą szczególną, tragiczną noc. Ci, którzy jednak przybyli, nie wyglądali najlepiej —  byli przybici, płakali, wielu z nich nie powinno w ogóle opuszczać skrzydła szpitalnego. Severus Snape jako pierwszy dojrzał wchodzących. Ten młody, czarnowłosy mężczyzna o zwykle kamiennej twarzy teraz był niemal roztrzęsiony, a w jego oczach można było dostrzec łzy.
Wstał jednak i skłonił się nieznacznie na widok starszego kolegi.
— Nasz Książę wreszcie wrócił do domu. — oznajmił Lucjusz i uniósł chłopca nieznacznie, by pokazać go zebranym.
— Daj go mnie. — Severus zbliżył się do mężczyzny i wziął na ręce budzące się powoli dziecko. Wydawać by się mogło, że wszystko z nim w porządku. Mimo to podejrzliwa natura mężczyzny dała o sobie znać. Poza tym postanowił on postąpić zgodnie z rozkazami ich zaginionego, bądź co gorsza, martwego Pana i zbadać małego Dziedzica.
Ostrożnie ułożył chłopca na stole i wycelował w niego różdżką sprawdzając, czy nie były na niego rzucane jakieś zaklęcia. Niestety nie pomylił się. Westchnął ciężko i usunął zaklęcie Glamure.
Dopiero teraz zamarł. Twarzyczka dziecka pokryta była siniakami w kształcie dłoni. Widać było także niezbyt dobrze zagojone blizny po głębokich cięciach, czółko natomiast "zdobiła" blizna w kształcie błyskawicy. Najgorsze jednak były oczy, które się w niego wpatrywały. Bez cienia protestu, za to z ogromnym strachem. U rocznego dziecka, było to wręcz przerażające. Severus nabierał podejrzeń i nie był jedynym, który chciałby raz jeszcze zamordować Potterów. Delikatnie rozwinął kocyk, okrywający wątłe ciałko. Dalej, tak jak się spodziewał, było niestety jeszcze gorzej. Nie zostało chyba żadne miejsce na skórze dziecka, które nie byłoby w jakiś sposób uszkodzone. Chłopiec miał też kilka połamanych żeber, powykręcane nóżki i ślady po przypaleniach. Mały Daga-Eweram przez całe oględziny nie poruszył się ani razu, nie wydał z siebie ani jednego dźwięku.
— Maleńki... — Severus zapłakał po raz kolejny tego dnia, czuł się bardzo zmęczony.
— To barbarzyńcy! — Bella stanęła obok przyjaciela i drżącymi rękami ściągnęła dziecku pieluszkę. Całą komnatę wypełnił nieprzyjemny zapach. Pieluszka nie była zmieniana od kilku dni. Narcyza zaczęła głośno płakać i opadła na krzesło. Bella cofnęła się o kilka kroków. Zgromadzeni mężczyźni mieli oniemiałe ze zgrozy miny.
— Thorfinn, przynieś moją torbę. — Severus odezwał się do najbliższego człowieka, ten skoczył na równe nogi i wyszedł z sali, by po krótkiej chwili wrócić z dużą czarną torbą.
Severus wyjął z niej buteleczki z niebieskim i czerwonym płynem i... nie miał wprawy w karmieniu dzieci, a co dopiero w podawaniu im eliksirów. Na szczęście Narcyza wzięła je od niego i ułożyła sobie chłopca na kolanach, po czym delikatnie przyłożyła buteleczkę do ust dziecka. Daga odmawiał współpracy, więc odchyliła mu główkę do tylu. Dopiero teraz była w stanie wlać oba eliksiry.
— Bella, czy mogłabyś? — zwróciła się do siostry. Zawsze była od niej słabsza psychicznie i widok tak skatowanego maluszka przyprawiał ją o ból serca i głowy.
Bellatrix wyszła z Dagą i skierowała się do pokoju siostrzeńca. Gdy już tam była, ułożyła go w kołysce obok Dracona. Ten obudził się i spojrzał najpierw na nią, a później na mniejszego chłopca.
— Dzi? — zapytał cichutko.
— Tak Draco, dzidziuś. — uśmiechnęła się do niego smutno. — Opiekuj się nim — dodała.
Draco przysunął się do śpiącego Dagi i otoczył go swoim małym ramieniem, po czym znów zamknął oczka.
Bella patrzyła wzruszona na tę słodką scenę ocierając łzy z policzka. Po chwili odwróciła się i wyszła.

Cały czarodziejski świat wznosił szklanki w toaście: Za Harrego Pottera, za Chłopca Który Przeżył, nie wiedząc że ten tak naprawdę nigdy nie istniał i że piją zdrowie małego księcia Twierdzy Cieni, który dziś stracił ojca w starciu z Albusem Dumbledore’em, a jego drugi tata miotał się w tej samej chwili spętany w ciasnej celi w Azkabanie.

Albus Dumbledore, oczywiście niczego się nie spodziewał. Był przekonany, że jego plan zadziała bez zarzutu. Uśmiechnął się do siebie i zasnął przekonany, że zrobił dziś coś dobrego dla ludzkości.

Daga-Eweram spał w kołysce napojony eliksirami i czuł się tak szczęśliwy, jak nigdy dotąd. Czuł, że jest bezpieczny oraz że otaczają go ramiona pierwszego dziecięcego przyjaciela.
Nie wiedział natomiast, że właśnie zaczęło się jego prawdziwe życie i że będzie ono jedną, wielką, niekończącą się przygodą.

sobota, 12 listopada 2011

Prolog


Mężczyzna w czerni ukryty za najbliższym murem obserwował dość osobliwą scenę rozgrywającą się w środku nocy na mugolskiej ulicy.

Spośród kilku osób stojących przed domem numer cztery, najbardziej w oczy rzucał się półolbrzym z małym dzieckiem na ręku. I to właśnie jemu intensywnie przyglądał się mężczyzna. Bynajmniej nie chodziło mu o olbrzyma. Ważne było dziecko. Rozkazy, które dostał, były proste. Upewnić się, że chłopcu nic się nie stanie.

Coś zaczęło się dziać. Śpiące dziecko zostało przekazane staremu mężczyźnie — Albusowi Dumbledore’owi. Ten wziął chłopca na ręce, przeszedł przez niski płot i położył małe zawiniątko na progu domu. Obok umieścił list, który według niego miał wyjaśnić wszystko ludziom, pod dach których miała trafić ta biedna sierotka.

Ukryty mężczyzna zazgrzytał zębami ze złości i zacisnął pięści. Nie było to zachowanie w stylu dumnego Lucjusza Malfoya, jednak tym razem opuścił zwykle ukazywaną światu maskę i dał upust emocjom. Przez zaciśnięte zęby mamrotał przekleństwa pod adresem Dumbledore’a. Dyrektor Hogwartu skutecznie zmanipulował pozostałe osoby tak, aby pozwoliły mu na pozostawienie czarodziejskiego dziecka w domu zupełnie obcych im mugoli. W dodatku tych najgorszego gatunku, którzy nie znosili wszystkiego, co niezwykłe.

Gdy Harry Potter został położony na progu, niczym zwykły podrzutek — kobieta i olbrzym zniknęli. Pierwsze z cichym "pop", drugie odleciało na wielkim motocyklu. Starzec przez chwilę patrzył na dom, po czym machnął różdżką manipulując wspomnieniami mieszkańców. Bardzo z siebie zadowolony oddalił się chwilę później nucąc cicho pod nosem.

Lucjusz odczekał jeszcze, aż ten zniknie za zakrętem i wyszedł z ukrycia.

Ostrożnie, z grymasem odrazy na twarzy, podszedł pod dom i spojrzał na śpiące maleństwo. Na buźce dziecka widać było ślady łez i zimna. Na szczęście spało. Malfoy pochylił się i podniósł chłopca, który szukając ciepła wtulił się w niego przez sen. Nieznaczny, ale przyjazny uśmiech zagościł na twarzy mężczyzny. Przytulił dziecko do siebie i machnął różdżką neutralizując w pewnym stopniu poprzednie zaklęcie, po czym i on zniknął w mroku nocy.

witam

Witajcie


Jest to mój pierwszy blog i mam nadzieje, że się spodoba.

Tematyka yaoi i harry potter, więc jeśli komuś to nie odpowiada, to proszę nacisnąć mały krzyżyk w prawym rogu ekranu i wyjść.
Z góry przepraszam za błędy ortograficzne i interpunkcyjne.
Zainteresowanych zaprasza do czytania