poniedziałek, 3 grudnia 2012

Rozdział 76


Marut nie mógł się napatrzyć na swojego ciężarnego towarzysza. Spał teraz obok i wyglądał pięknie. W takich chwilach przypominał sobie początki w tym domu i to, dlaczego ktoś go tu wysłał. Azazel już dawno mu wybaczył,  Daga od razu, gdy go przeprosił, uznał za jeszcze jednego wujka. Ale wiedział, że Rebastan od czasu do czasu patrzył na niego tak, jakby wciąż mu nie ufał... A może tak mu się tylko wydawało? Przez tą ciążę on sam był wytrącony z równowagi. Po pierwsze nigdy nie myślał o tym, żeby być ojcem. Bał się tego.. ale z drugiej strony dziecko spłodzone ze swoim towarzyszem to największy dar, jaki może dostać od losu.
-Myślisz za głośno.- odezwał się nagle już nieśpiący mężczyzna.
-Wybacz.- uśmiechnął się do niego.
-I tak nie mogę już spać.- usiadł. - Nasza mała dziewczynka jest głodna.- pogłaskał się po brzuchu. - Czy coś się stało?- Zwrócił się do Maruta.
-Wszystko jest dobrze.- pocałował go w policzek.- A ty nie jesteś zły na Toma?
-Kochany, ja nie mam powodu do złości. Rudolf może trochę, ale ja mam co innego na głowie.- przytulił się do niego.
-Cieszę się, że tak myślisz... Skarbie, a skąd wiesz, że to dziewczynka?- Zapytał nagle podejrzliwie.
-Bo tak będzie.- powiedział pewnie Rabastan.- Czy nie myślisz, że zostałeś pominięty?
-Azazel zawsze był bardziej wojownikiem niż ja.- włożył mu rękę pod koszulę. – Ja zawsze byłem bardziej kochankiem.- szepnął mu do ucha.
-Naprawdę?- Zapytał z niedowierzaniem młodszy mężczyzna.
-Kochany, jak możesz w to wątpić?-  brzmiał na urażonego, ale nie przestawał  dotykać już troszkę zaokrąglonego brzucha i delikatnie przesuwał palcami ku sutkom kochanka.
-Ostatnio... odkąd się dowiedzieliśmy....
-Tak wiem, po prostu nie chcę, by coś stało się maleństwu.- nie mógł jednak przestać dotykać kochanka.
-Wiesz, że nic mu nie będzie.- usiadł mu na biodrach.
-Tak.- pociągnął go bliżej.- A ja nie chcę skończyć jak Tom.- wsunął dłoń pod bokserki ukochanego. - Więc, kochany, rób ze mną, co chcesz.
-Dajesz mi dominować?- Zapytał Rabastan zdziwiony.
-Nie ma tak dobrze skarbie. - ścisnął twardniejący członek ukochanego. - Ale możesz mnie ujeżdżać, ile tylko chcesz.- Rabastan uśmiechnął się na to i jednym prostym zaklęciem pozbawił ich obu ubrań. Przez chwilę siedział na biodrach kochanka bez ruchu z lekkim uśmiechem.
-Albo nie.- szepnął w końcu i nagle ręce i nogi Maruta zostały przywiązane do ramy łóżka.
-Kochanie, co ty robisz?- Mężczyzna był bardzo zdziwiony, ale i ciekawy co będzie dalej. Rzadko urządzali sobie takie zabawy. Gdy jednak już to robili, zawsze było nieziemsko... Tylko że Rab nigdy go nie dominował.
-Zobaczysz.- odpowiedział i nachylił się, by polizać mu klatkę piersiową. Ta zabawa nie trwała jednak długo, bo Rabastan w oka mgnieniu przesunął się nieco w dół.
-Skarbie, chodź tu.- warknął cicho Marut.
-Nie.- uśmiechnął się figlarnie kochanek. Wstał, odwrócił się do niego tyłem, nieco wypinając zgrabne pośladki. Rozchylił je nieco dłońmi, aby Marut mógł zobaczyć nadal niemożliwie ciasną dziurkę.
-Rab, chodź tu natychmiast!- Tym razem mężczyzna krzyknął, ale w odpowiedzi dostał tylko łagodny, niewinny uśmiech. Rabastan powoli zaczął wodzić jedną ręką po swojej klatce piersiowej. Druga owinęła się wokół nabrzmiałej erekcji. Nie spuszczał wzroku z kochanka, ale nic nie mówił. Cały czas jednak
patrzył mu w oczy. Murat szarpał ciasne więzy i rzucał się na tyle, na ile było to możliwe. Rabastan pobudzał się bardzo powoli, nie zwracał jednak uwagi na coraz bardziej niecierpliwego kochanka. W końcu jeden z jego palców wsunął się w niego, zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu oddychając coraz szybciej.
I nagle poczuł, że silne dłonie szarpnęły go do góry, a niecierpliwe usta zaatakowały.
-Doigrałeś się, skarbie.- usłyszał chrapliwy szept.
-Mam taką nadzieję.- odpowiedział i ukląkł przy wezgłowiu łóżka, wypinając pośladki. Marut nie czekał już na nic. Wbił się gwałtownie w jego ciało. Co wywołało cichy krzyk kochanka.
-W porządku?- Zapytał go anioł.
-Jak najbardziej. - odchylił głowę i uśmiechnął się do niego. - Nie hamuj się, proszę.
-Nigdy.- warknął i zaczął poruszać się coraz szybciej. Rabastan jęczał głośno. Był zadowolony z tego, co udało mu się osiągnąć. Odkąd dowiedzieli się, że będzie miał dziecko, Marut obchodził się z nim jak z jajkiem. Więc teraz po prostu cieszył się starym traktowaniem. Takim, jakie uwielbiał. Poczuł zaborczą rękę na swoim członku i krzyknął raz jeszcze. Był już na skraju orgazmu. Usta mężczyzny błądziły po jego ramionach i plecach.
-Teraz.- szepnął do niego kochanek i w końcu doszedł, opadając na pościel. Marut raz jeszcze pociągnął go do góry i wykonał kilka gwałtownych ruchów, po czym rozlał się we wnętrzu ciepłego ciała kochanka.
-Widzisz, nic mi nie jest.- uśmiechnął się do Maruta.
-Tak, kochanie.- przytulił go do siebie i pocałował. - Następnym razem jednak robimy po mojemu.
-Zobaczymy. - odpowiedział i zamknął oczy, zapadając w zasłużony sen.
-Ty mały...- roześmiał się anioł, ale i on zamknął oczy. Może nie był zmęczony aż tak bardzo, ale nie było nic przyjemniejszego, niż leżenie obok ukochanego.


Remus był coraz bardziej wściekły. Już trzeci dzień mieszkał w szopie w lesie i obserwował swojego towarzysza z ukrycia.  Miał już tego dość. Szanował jego decyzje, co nie zmieniało faktu, że najchętniej porwałby go gdzieś na koniec świata. W jego rozmyślania wdarło się pukanie.
-Remi, jesteś tam?- Głos jego ukochanego brzmiał, jakby w panice, dlatego doskoczył do drzwi i niemal  wyszarpał je z zawiasów. Na zewnątrz nie stał jednak tylko on, ale też jego brat bliźniak i dwóch innych chłopaków, których wcześniej nigdy nie widział. Jednak podobieństwo było zbyt duże, aby się pomylić.
-Skarbie. - najpierw wziął Georga w ramiona i dopiero po tym wpuścił wszystkich do środka.- Czy coś się stało?- Zapytał w końcu, nie wypuszczając chłopaka, ale patrząc na pozostałą trójkę.
-Niestety tak.- odezwał się ten najstarszy.- Wiemy o wszystkim. Kim jesteś i po której stronie...- westchnął.- Chodzi o to, że musisz ich ze sobą zabrać.- wskazał na całą resztę. Ja tu nie mieszkam Bill nie wrócił nawet na święta, ale dla nich nie jest już bezpiecznie.
-Masz moje słowo.- odpowiedział Remus ostrożnie. Już go polubił.
-Najlepiej jeśli znikniecie teraz. - Charlie uśmiechnął się do braci, mając nadzieję, że jeszcze kiedyś ich zobaczy.
-Ale...- zaczął jeden z nich.
-Percy, wszystko będzie dobrze.- przytulił go do siebie.- Sytuacja jest tragiczna, ale to minie. Z Remusem i Voldemortem będziecie bezpieczni, a ja sobie poradzę.
-Dobrze. - kiwnął głową tamten. Charlie przytulił jeszcze Freda i stanął niezdecydowany przy wilkołaku, ale ten odsunął się i pozwolił pożegnać braciom.

Po kilku chwilach wszyscy przenieśli się do Dworu.
-Kochanie, o co chodzi?- Zapytał Remus, gdy tylko znaleźli się w jego pokoju we Dworze.
-Musieliśmy uciekać....- wyszeptał, ale nie był w stanie powiedzieć nic więcej, po prostu się rozpłakał.
-Rodzice, oni oszaleli, chodzi o Dumbledore'a. - wtrącił się Percy.
-Dobrze... jutro wszystko mi powiecie.- zdecydował się w końcu i pstryknął palcami.- Zaprowadź naszych nowych gości do sypialni.- zwrócił się do Skrzata, który się przy nich pojawił.
-Mogę zostać z tobą?- Zapytał nieśmiało George.
-Oczywiście, skarbie.- uśmiechnął się do niego i po chwili zostali sami. Chłopak był jednak smutny i zmęczony, dlatego Remus, powstrzymując swojego wilka, po prostu zabrał go do łóżka i przemienił jego ubranie w wygodną, ciepłą piżamę.- Śpij już. – pocałował go w policzek.- Zostanę tu, obok.
-Zostań tu, proszę.- odchylił kołdrę i poklepał prześcieradło.
-Co tylko zechcesz.- położył się obok, biorąc ukochanego w ramiona.- Pamiętaj, wszystko będzie dobrze. Jesteś tu ze mną, a ja nie pozwolę cię skrzywdzić.
-Wiem. – George wtulił się w niego jeszcze bardziej i zasnął, ale Remus czuwał tej nocy, na wpół z chęci patrzenia na śpiącego ukochanego, a na wpół dlatego, że bał się, co stałoby się, gdyby przestał kontrolować wilka.

Gdy Azazel wrócił do sypialni z gorącym kakao i kanapkami obaj jego towarzysze spali wtuleni w siebie. Rzadko miał okazję oglądać coś tak wspaniałego. Uśmiechnął się czule. Położył więc swoją niespodziankę obok łóżka i rozebrał się, by ułożyć się obok.
-Kocham cię, Aza.- szepnął Daga, gdy tylko go objął.
- A ja kocham was obu.- pocałował obu ukochanych w policzki.
-To dobrze. - odpowiedział Elvern, nawet nie otwierając oczu. Już nikt się nie odezwał, ale anioł wszedł delikatnie w umysły towarzyszy, by zesłać im spokojne sny, przepędzić najmniejsze oznaki koszmarów. Chciał, aby ta noc i następny dzień były idealne dla całej trójki.
…………………………………………………………………………………………..
……………………………………………………………………………………………….

Kochani, w następnej notce będzie coś, na co wielu czekało od dawna. I mam nadzieje, że się nie zawiedziecie:) Czekam na co najmniej 15 komentarzy, albo zmienię zdanie i Daga jeszcze przez długi czas zostanie dzieckiem.