poniedziałek, 30 lipca 2012

Rozdział 48

Tydzień później sytuacja nie zmieniła się wcale.
Może tylko Elvernowi było coraz gorzej, bo jego natura nie pozwalała mu, by jeden lub drugi chodził smutny. Tylko że nie był w stanie sobie poradzić. Nie potrafił całkiem wybaczyć Azazelowi, a na domiar złego Daga przestał go słuchać, nie tylko w tej jednej sprawie, ale całkowicie.
I był jeszcze inny problem. Jego ciało płonęło za każdym razem, gdy spojrzał na anioła. Fizycznie go potrzebował, może już tylko fizycznie, bo nie potrafił zaufać. Ale fizycznie był mu potrzebny, tylko że kochał Daga zbyt mocno, by mu to zrobić. I przecież może poczekać, gdyby tylko był jakiś sposób, by Azazel mógł opuścić ich pokoje. Ale to było niemożliwe. Użyli każdej znanej im magii, jednak nic nie przynosiło skutków. Po prostu tu utknął.

Tego ranka Elvern wstał cicho i ostrożnie tak, żeby nie obudzić wtulającego się w niego chłopca. Czuł na sobie wzrok Azazela, ale nie odwrócił się. Nachylił się tylko, by musnąć wargami usta Daga i poszedł do łazienki. Dziś była sobota, więc pewnie będzie musiał się męczyć cały dzień.
-Kochany masz list.- anioł wszedł za nim do łazienki.
-I oczywiście go czytałeś.- kątem oka  zobaczył jego odbicie w lustrze, opierał się o drzwi z założonymi na piersi rękami.
-To mój obowiązek, co jeśli byłby to list od twojego kochanka...
-Nawet nie próbuj.- warknął wściekle odwracając się w jego stronę.
-Lub gdyby był niebezpieczny.- dokończył robiąc krok w jego stronę.
-Więc co tam znalazłeś?- westchnął zrezygnowany.
-Twoja siostra prosi cię o przybycie.- położył mu rekę na ramieniu i patrzył w oczy.
-Dobrze, Daga przyda się odmiana.- nie był w stanie zrobić nawet najmniejszego ruchu.
-Daga zostaje, wszystko masz w liście.- pochylił się nagle i złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Elvern zaplótł mu ręce na szyi. Azazel objął go ciasno w pasie nie chcąc wypuszczać.
Ale musieli, bo Daga już się obudził i słyszeli jego kroki biegnące do pomieszczenia, w którym się znajdowali.
-El- Daga podszedł do niego i przytulił się.
-Dobrze spałeś kochanie?- pocałował go w policzek i objął znów ignorując Azazela.
-Bardzo. Dlaczego tu stoisz?-Zmienił temat.
-Już idę.- pogłaskał go.- Skarbie, będziesz musiał zostać dzisiaj sam.
-Czemu?- Zrobił smutną minę.
-Moja siostra mnie wzywa, ale wrócę wieczorem.- zapewnił modląc się w duchu, żeby była to prawda. Chłopiec tym czasem zamyślił się chwilę. Może nie będzie tak źle. Spędzi po prostu dzień z dala od pokoju i będzie wszystko dobrze. Nie będzie musiał go widzieć. Ani patrzeć jak Elvern się męczy, bo nawet on to widział. Daga wiedział, że elf chciał mu wybaczyć i że tak jak on, tęskni. Był też siadom, że są połączeni, mimo wszystko nie był głupi, a ostatnio spędził dużo czasu w bibliotece i czytał.
Nie mimie dużo czasu nim El i Azazel znów będą razem, a on nie ma na to wpływu. Jedyne, co mu pozostało, to się temu przyglądać i jak najczęściej sprzeciwiać. Tylko po to, by zyskać na czasie
-Ale wrócisz dzisiaj?- Zapytał nie puszczając jego ręki.
-Zrobię wszystko, by tak się stało, a jeśli nie to cię zawiadomię.- nie mógł się powstrzymać, by go nie pocałować i delikatnie nie wsunąć języka do ciepłej buzi. Za każdym razem gdy go całował w ten sposób to zdawało się być lepsze i bardziej pobudzające. Za jakiś czas będzie się trudno powstrzymać. Może Elena dlatego właśnie go wzywa.

Azazel obserwował scenę przed nim i z minuty na minutę serce bolało go coraz bardziej. Ale musiał zapłacić tą cenę.

-Kochanie- wyszeptał elf odsuwając chłopca od siebie.- Muszę już iść.
-Tak, wiem.- uśmiechnął się do niego i w końcu wypuścił chociaż nie ze smutkiem- Przywieź mi coś, proszę.
-Wszystko, co najlepsze.- cmoknął kciukiem ust ukochanego i wyszedł z łazienki ciągnąc za sobą Azazela.

Daga kąpał się dość długo i tylko głód wygonił go z bezpiecznej twierdzy. Ubrał się dość niedbale, ale przeciaż nie miał się dla kogo starać.
-Maluszku?- usłyszał glos dochodzący od okna w salonie, ale go zignorował.- Kochanie ja wiem...
-Nie!- Przerwał mu wściekle.- Obiecałeś, że nigdy mnie nie zostawisz.- odwrócił się w jego stronę. Parzył mu w oczy po raz pierwszy od tak długiego czasu.
Daga kochał te jego żółte pełne miłości oczy i to się w nich  nie zmieniło.
-Musiałem...- zaczął, jeszcze raz podchodząc do niego bardzo wolno.
-Nie prawda. Ty chciałeś.- stał ciągle w  tym samym miejscu, ale teraz drżał okropnie
-Skarbie, to nie tak...- udało mu się złapać go za rękę i klęknąć przed ukochanym- połączyłem się z jednym towarzyszem narażając drugiego. Zawiodłem. Poddałem się własnym rządzom zapominając o tym, co ważne. A nie ma nic ważniejszego niż ty i Elvern. Dlatego postanowiłem, że będzie wam lepiej, beze mnie. Przecież kocha cię tak jak ja i jego natura jest mniej samolubna niż moja...- płakał, bojąc się spojrzeć chłopcu w oczy.
-Aza- szepnął cichutko Daga i objął go mocno za szyję- Nie zawiodłeś. Nie wtedy.- i on płakał- Jestem przecież dzieckiem, ty tu tyle lat... i El, przecież to też twój... nasz towarzysz, nic złego sie wtedy nie stało.
-Więc mi wybaczysz?- Był niemal pijany ze szczęścia, że może znów dotknąć swojego małego aniołka.
-Za to tak, ale nie za to, że odszedłeś... może kiedyś. Ale chyba musimy się do siebie odzywać, skoro tu utknąłeś.- może wcześniej obrał złą taktykę, przecież ranił ich obu tym, że nie pozwalał Elvernowi się do niego zbliżać
-Jeśli taka jest twoja decyzja.- pocałował go w policzek, po prostu musiał to zrobić.
-Tak.- Daga otarł łzy i odsunął się- Zjesz ze mną?
-Z przyjemnością kochanie.- wstał z kolan i podszedł do stołu.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Rozdział 47c

Elvern przez kilka minut nie wiedział, co się stało. Oszołomiony stał z ukochanym na rękach i dopiero gdy usłyszał czyjeś kroki, uświadomił sobie, że Daga stracił przytomność. Bardzo chciał poznać przyczynę takiej reakcji.
-Połóż go na łóżku.- od progu odezwał się Azazel.
-Ty jeszcze tu?- Zapytał nie patrząc na niego.
-Tak... Coś nie pozwala mi się przenieść.
-Wina, może.- mruknął nieprzjemnie.
-Kochany...- zaczął.
-Co go tak wystraszyło? - Zmienił szybko temat.
-Chyba ja.- powiedział głosem pełnym bólu.
-Nie dziwi mnie to.- ułoży ukochanego na posłaniu i patrzył na niego z czułością i troską- Dlaczego?- Zwrócił się do drugiego mężczyzny.
-Kochany...- Nie bardzo wiedział, jak ma się wytłumaczyć.- Tyle razy już go zawiodłem, ciebie również. A ten atak i to w dzień po naszym połączeniu.. El... Skarbie, po prostu nie poradziłem sobie...
-To nie jest odpowiedź!- Zezłościł  się znowu.
-A co miałem robić?- Azazel nie podniósł głosu.
-Zostać, porozmawiać... dać sobie pomóc. Przecież kocham zarówno ciebie jak i Daga.
-Kochasz?- Szepnął, podchodząc w końcu bliżej
-Tak. I nigdy nie przestanę.- odpowiedział również szeptem, nie zrobił jednak kroku ku mężczyźnie. Stał tylko wpatrzony w twarzyczkę chłopca, teraz powoli dochodzącego do siebie.- Ale Daga... On cierpi, być może bardziej niż ja.- westchnął.
-Nie powinienem wracać, jeszcze bardziej was zranię.- szepnął dotykając ramienia elfa.
-Nie wiem, czy jest to możliwe.- odpowiedział nachylając się nad ich towarzyszem.- On się boi, że zrobisz to jeszcze raz, że ci zaufa... obaj ci zaufamy i znów nas opuścisz. Nie przeżyjemy tego, on na pewno nie.
-Pozwolisz mi tu jednak zostać?-Nieśmiałe, niemal niesłyszalne pytanie padło z ust Azazela, nim zdążył się powstrzymać.
-To nie tylko moja decyzja.- ale pozwolił sobie na delikatny uśmiech. Może Daga nie będzie tak surowy. Oczywiście on sam nie wybaczył aniołowi do końca, ale bardzo mu go brakowało, dlatego w głębi serca liczył na szanse.
-El...- cichy głos wyrwał go z zamyślenia. Był sam. Azazel prawdopodobnie stał się niewidzialny, co było teraz konieczne. Czuł jego obecność, ale już nie tak nachalnie.
-Spokojnie, kochanie, nie wstawaj.- usiadł obok i głaskał go po głowie.
-Co się stało?- Zapytał przytulając się do niego.
-Zemdlałeś.- musnął wargami jego czoło- Dlaczego?
-Ja...- chłopiec zamyślił się przez chwilę- Azazel.- wyszeptał rozglądając się po pomieszczeniu.
-Co z nim maleńki?- Takiej reakcji się nie spodziewał, pewnie Dumbledore'a przeraziłby się mniej.
-On wrócił prawda?- Popatrzył na nigo oczami pełnymi łez.
-Tak, skarbie. Ale nic się nie bój...
-Nie chce go tu.- przerwał mu zimno.
-Kochanie, to nie takie proste... on nie może się przenieść, ani wyjść z naszych pokoi.
-Rozmawiałeś z nim?- W jego głosie słychać było żal.
-Tak- Elvern spuścił głowę, czuł się, jakby zdradził ukochanego.
-Ale ja nie będę.- zdecydował, podniósł się i złączył razem ich usta w dziwnie zaborczym pocałunku.

Azazel przeżywał katusze. Wiedział, że ma długą drogę do tego, by mu wybaczyli. Że mają prawo tego nie zrobić. Sam zresztą nie był pewny, czy na to zasłużył. Ale zachowanie jego małego aniołka było nie do zniesienia.
On już nie był jego. Elvern zresztą też, ale tu miał jeszcze szansę. Tylko, że nie zamierzał stawać między nimi. Na jakiś czas zadowoli się tym, że nie próbują go wyrzucić. A co będzie później, czas pokaże.

-Więc idziesz dziś nad jezioro?- Zapytał Elvern sadzając Daga przy stole.
-Raczej nie.- odpowiedział nie patrząc w stronę okna, bo tam właśnie stał Azazel, teraz już widoczny.
-Myślę że to ci jednak dobrze zrobi.- pocałował go w policzek
-A pójdziesz z nami?- Zapytał zaplatając ręce wokół jego talii
-Jeśli chcesz.- uśmiechnął się. W końcu ich relacja wróciła do normy.
- Bardzo.- Daga był szczęśliwy, udało mu się odwracać uwagę Elverna od Azazela i to bardzo skutecznie. Co nie znaczyło, że i on nie tęsknił. Chciał mieć znów ich obu przy sobie. To jednak chyba było niemożliwe, być może już nigdy.
-Azazelu, zjedz z nami- uprzejmie poprosił elf.
-Z przyjemnością.- podszedł do stołu i zajął swoje poprzednie miejsce pod wściekłym spojrzeniem Daga, ale się nie zniechęcił. Będzie musiał ich w sobie na nowo rozkochać, to nie powinno być takie trudne.
-Więc znalazłeś tu przyjaciół, skarbie?- Zwrócił się do chłopca uporczywie na niego patrząc. Ten jednak nie spojrzał w jego stronę, jadł sobie spokojnie jajecznicę udając, że go nie ma i tylko lekkie drżenie rąk zdradzało, jak bardzo się tym denerwuje.
-Azazelu, nie- powiedział Elvern, gdy anioł raz jeszcze otworzył usta- Mi jest łatwiej, jestem starszy, połączyliśmy się. Co nie znaczy że ci ufam i szybko wybaczę. Ale Daga w to nie mieszaj. Jeszcze nie.- te słowa przekazał mu w myślach czując się jak jeszcze większy zdrajca. On był w tym wszystkim pomiędzy nimi i wiedział, że jego cierpienie nie dobiegło końca. Ale teraz będzie całkiem inne.
-El, kochany...- Zaczął Azazel znowu.
-Dość!- Krzyknął nagle Daga.- Nie jesteśmy już z tobą.- może i mówił za elfa, ale w połowie się z nim zgadzał i tak pozostanie przynajmniej teraz.- Możesz tu sobie być, ale ja cię tu nie chcę. Chcę żebyś poszedł i nie wracał. Ty i El kochaliście się i zostawiłeś nas obu bez powodu. Nie wiem, czy El ci wybaczy, czy nie i czy będzie chciał z tobą być. Nie mogę mu zabronić, jesteście towarzyszami. Ale ja już nigdy nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Azazel, który był ze mną zawsze i który się mną opiekował, odszedł i już nie wróci.- po tych słowach wstał, pocałował elfa w policzek i wyszedł nie oglądając się za siebie.
-Pozwalasz mu iść samemu?- Zapytał z niedowierzaniem anioł.
-Tak. Wiem co się z nim dzieje, łączy nas telepatia. Daga dużo się uczył.- dodał na widok zdziwionej miny drugiego mężczyzny.
-To co powiedział...
-Tak. Azazelu, nawet sobie nie wyobrażasz, co się tu działo. A co do mnie, to masz wolną rękę, ale niczego nie obiecuje. Najpierw musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, czy na prawdę chcesz tu być.- powiedział i wstał opuszczając salon.
Azazel patrzył za nim smutnym wzrokiem. On wiedział, że cokolwiek go tu wezwało, miało rację. Tu jest jego miejsce i właśnie zdał sobie sprawę, że za ten jeden błąd, największy w jego życiu, przyszło mu zapłacić straszną, ale prawdopodobnie sprawiedliwą cenę.


################################################################################
Dziękuję za wszystkie komentarze i słowa otuchy. Notkę dedykuje stałym i tym całkiem nowym czytelnikom. Zostawiajcie swój ślad



olit
olit

poniedziałek, 16 lipca 2012

Rozdział 47b

Zimno słów towarzysza niemal odebrałomu mowę.
-Teraz, gdy nasze połączenie się wzmocniło- prychnął elf, ale tak na prawdę jedyne, co teraz chciał, to znaleźć się w tych wytęsknionych ramionach i zapomnieć o tym co było.
-Ja nie miałem zamiaru....- Zaczął podnosząc się powoli.
-Tego się akurat domyśliłem.- odsunął się, by anioł do niego nie podszedł
-I nie mogę się przenieść.- powiedział dość żałosnym głosem.
-To jest twój problem.- ominął go szerokim łukiem i stanął przy umywalce, by przejrzeć się w lustrze. Z zadowoleniem stwierdził, że mimo tego jak źle się czuł, wygląda normalnie.- Chcę, żeby cię tu nie było, gdy Daga się obudzi.- raz jeszcze na niego spojrzał, może oczekując przeprosin, błagania o wybaczenie.

Nic takiego jednak się nie stało, więc z głośnym westchnieniem zaczął powoli się oddalać.
Ale nim udało mu się to zrobić, czyjaś ręka pociągnęła go do tyłu, a silne ramiona zamknęły w żelaznym uścisku.
Azazel stał przez chwilę nieruchomo zastanawiając się,  czemu to zrobił. Jakim sposobem pozbył się swojej samokontroli i ma w ramionach ukochanego?
Mimo to, cokolwiek by się nie działo, to uczucie jakiego teraz doznał, było tak wspaniale, że omal nie zemdlał ze szczęścia, dochodząc od samego niewielkiego tylko dotyku.
-Tęskniłem kochany.- wyszeptał, całując go w szyję. Drugi mężczyzna jednak nic nie odpowiedział, tylko stał całkiem bez ruchu jeśli nie licząc drżenia.
Elvern był całkiem rozbity. Z jednej strony ten dotyk sprawiał, że jego serce topniało i przeżywał rozkosz. A  z drugiej był tak wściekły, że niemal zdolny do zamordowania kochanka tu i teraz.
I gdyby nie te dłonie wolno przesuwające się ku jego biodrom, pewnie by to zrobi. Kolana zaczeły mu mięknać z każdą, nawet najmniejszą, pieszczotą. I już miał się temu poddać, gdy przed oczami stanął mu Daga i jego smutna mina. To o nim powinien myśleć w pierwszej kolejności.
Wściekle odepchnął od siebie mężczyznę.
-Co ty sobie wyobrażasz!?- Krzyknął osuwając się po ścianie.- Najpierw się ze mną łączysz, a później nas zostawiasz!?
-El... Kochany....- chciał się usprawiedliwić.
-Zamilcz!- W jednej sekundzie znalazł się obok niego i z całej siły uderzył w szczękę. Polała się krew i już miał paść na kolana i go przepraszać, bo nie wolno było mu podnieść ręki na dominującego towarzysza, gdy zdał sobie sprawę, że przecież nim nie jest.- Teraz wracam do MOJEGO skarbu  i lepiej żebym cię tu nie znalazł rano.- po tych słowach, już bez przeszkód, po prostu opuścił łazienkę. Ciągle jeszcze był wściekły, a jego magia zaczęła palić.
Elfy są wcieleniem dobra i jeśli są spokojne, nie mają wojennych zamiarów. Lecz jeśli go zdenerwować, to każdy, kto znajduje się obok, może zostać zniszczony, dopóki złość się nie wypali.
Teraz było podobnie, ale nogi same kierowały go do sypialni.
Stanął w drzwiach pomieszczenia i podziwiał ciałko leżące w łóżku, to znacznie go uspokoiło. Wiedza, że chłopiec jest bezpieczny i po raz pierwszy od długiego czasu szczęśliwy i że śpi spokojnie.
Położył się więc obok i zamknął go w swoich ramionach mając nadzieję, że gdy już uda mu się usnąć jego magia powróci do normy.

Tymczasem Azazel wcale się nie poruszał. Co więcej nie oddychał i był pewny, że nawet jego serce zamarło na kilka chwil.
Stało się to, o co podświadomie tak bardzo się bał przez wiele lat. Został sam, nie zdolny do śmierci, bo on wiąż ich kochał.
Szczęka i złamany nos przypomniały o sobie dość ostrym bólem ,ale nie uleczył się.
Elvern miał pełne prawo tak postąpić, ale on nie chciał nawet wracać. Więc czemu? I dlaczego nie jest w stanie się przenieść?
Był świadomy, że tu czai się śmierć, tylko że on nic na to nie poradzi. Mógłby jeszcze spróbować porozmawiać z chłopcem, jednak coś mu mówiło, że Elvern mu na to nie pozwoli sam zresztą postąpiłby tak samo.

Magia go zawiodła i nie wydostał się z pokoi, lecz największe zaskoczenie przyszło gdy spróbował po prostu wyjść. Za każdym razem był cofany z powrotem do salonu. Po kilku godzinach niczego nie dających prób po prostu się poddał i usiadł w fotelu ukrywając twarz w dłoniach i czekając na świt.

-Dzień dobry kochanie.- wyszeptał Elvern gdy tylko Daga otworzył oczy.
-El...- chłopiec wtulił się w niego i nie powiedział nic więcej.
-Jak się spało?- Zapytał głaszcząc go po długich włosach.
-Bardzo dobrze.- pocałował go w policzek i wstał.
-Mogę dzisiaj spędzić dzień z Resfem?- Zapytał, bo przypomniał sobie, że kolega już od jakiegoś czasu chciał go wyciągnąć nad jezioro, tylko do tej pory jakoś nie miał ochoty.
-Oczywiście, tylko bądź ostrożny.- nakrył usta ukochanego swoimi na parę chwil, po czym znów opadł na poduszkę.- I wróć na obiad.
-Tak zrobię.- Daga wyszedł do łazienki i szybko doprowadził się do porządku.

I gdy już myślał, że to nareszcie będzie dobry dzień, zmienił zdanie gdy wszedł do salonu. Krzyknął przerażony, gdy zobaczył  żółte oczy wpatrujące się w niego uporczywie.
-Nie...- wyszeptał i cofnął się do sypialni nie spuszczając wzroku z anioła.
On nie był zły, po prostu się bał. To co zrobił Azazel wciąż jeszcze go przerażało.
-Skarbie co się dzieje?- Zaniepokojony Elvern wziął chłopca na ręce, gdy tylko go zobaczył.
-Tam....- wyszeptał i zemdlał.



#################################################################################
Wiem, że ostatnio moje rozdziały nie są całkiem dobre ale poproszę o 10 komentarzy. Może komuś to jednak nadal się podoba. Następna notka jak uzbiera się ta liczba nie jest łatwo z 5 blogami a komentarze motywują. Dziękuję:)



wtorek, 10 lipca 2012

Rozdział 47a

Od zniknięcia Azazela minęło prawie trzy miesiące, a Daga i Elvern już się do siebie nie odzywali, nie mówiąc już o kontakcie fizycznym.
Ciągle jeszcze spali w jednym łóżku, ale niemal bez dotyku.
Nie potrafili też ze sobą rozmawiać, tylko czasem wymienili kilka zdań.
Daga w żadnym liście do domu nie przyznał się do niczego.  Oczywiście pochwalił się nowym towarzyszem, lecz ani przyjaciołom, ani rodzicom nie dał odczuć, jak bardzo jest nieszczęśliwy i  zmęczony.

Był piątkowy wieczór. Elvern czytał przy kominku, a Daga odrabiał lekcje na dywanie. Mężczyzna raz po raz spoglądał na chłopca ze smutkiem.
Chciał go dotknąć, tulić w ramionach, jednak za każdym razem gdy próbował po pierwsze słusznie mu się wydawało, że go rani, a po drugie, jego bolało również.
Do tej pory zdążył się dowiedzieć, że jego połączenie poszło nie tak, bo nie miał pierwszeństwa i pewnie nic by się nie stało, gdyby Azazel nie postanowił odejść. Wciąż jeszcze był na niego wściekły i coraz trudniej było mu tu być.
-Skarbie potrzebujesz pomocy?- Zapytał po jakimś czasie.
-Nie, dziękuję.- odwrócił się do niego i uśmiechnął smutno.
-Kochanie?- ukląkł obok chłopca- wiem, że jest ciężko.
-Nie, El, już ci mówiłem. Azazel dla mnie nie istnieje.- mówiąc to patrzył w książkę.
-A ja?- Niemal wyszeptał to pytanie podświadomie bojąc się odpowiedzi.
-Ja...- zmieszał się Daga- przepraszam, tylko, że ty i on...
-Ci... -po raz pierwszy od niemal dwóch miesięcy, gdy wziął go w ramiona, poczuł ulgę- Nasze połączenie było błędem.
-Ale to zrobiliście, a później on nas zostawił- chłopiec pozwolił sobie na łzy. Te słowa i płacz niemal złamały elfowi serce.
-To nie...- zaczął, ale krótki pocałunek skutecznie zamknął mu usta.
-Nie winię cię.- tym razem uśmiech był szczery i obejmował tak smutne i ciemne ostatnio oczka- To nie ty odszedłeś, nie poszedłeś za nim. Zostałeś i kocham cię.- zakończył całując go jeszcze raz. Tym razem jednak mężczyzna nie dał się zaskoczyć i po kilku sekundach przejął inicjatywę.
Objął chłopca jedną ręką w talii, drugą położył na biodrze i lizał delikatnie jego wargi prosząc o pozwolenie. Daga z ochotą rozchylil usta rozkoszując się doznaniem. Elvern całował nie mniej zachłannie i zaborczo jak Azazel, tamte pocałunki były jednak pełne dominacji, te jakby proszące.
Mężczynza wstał całując teraz szyjkę chłopca i słuchając rozkosznych jęków, jakie wydobywały się z jego gardła. Powolnym krokiem skierował się do sypiali, ale przystanął na chwilę, gdy ukochany wbił leciutko zęby w płatek jego ucha. Zadrżał z przyjemności i przyspieszył kroku, by jak najszybciej ułożyć coraz bardziej niecierpliwe ciałko na łóżku.
W końcu mu się to udało i obaj w mgnieniu oka, być może bardziej dzięki magii chłopca, byli nadzy.
-Skarbie, chcę żebyś się tym cieszył, nie rób nic- zawisł nad nim i pokrywał jego klatkę piersiową malutkimi całusami omijając sutki i pępek, za to drażniąc podbrzusze i ocierając się ramieniem o dumnie sterczący chłonek kochanka
-El, ja zaraz...- wyszeptał przerywanym głosem
-Ci... Już się tobą zajmę- raz jeszcze namiętnie pocałował go w usta i nagle wziął go całego do buzi.
Daga krzyknął z rozkoszy i zaskoczenia wyginając ciało w łuk i pchając biodra jeszcze bardziej ku mężczyźnie, co ten przyjął z uśmiechem  i zaczął poruszać językiem trzymając męskość ukochanego cały czas w ustach. Jedną ręką pobudzał siebie, a druga  wędrowała od jednego sutka do drugiego przyprawiając ciało kochanka o dreszcze. Daga zaciskał mocno dłonie na prześcieradle, ale niczego więcej nie był w stanie kontrolować. Jago ciało wiło się i wyginało. Gardło miał  suche od jęków i krzyków. Całe napięcie dawno odeszło w niepamięć i gdy poczuł, że usta i język oddalają się powoli.
-El? -wychrypiał. Jednak, zamiast odpowiedzi, raz jeszcze ciepłe usta wchłonęły go całego i to wystarczyło, by doszedł z piskiem, bo nie był w stanie już krzyczeć.
-Kocham cię.- mężczyzna usiadł mu na biodrach i patrząc w śliczną, spoconą, zaróżowioną twarzyczkę masturbował się przez chwilę. Daga otworzył oczy i spojrzał na kochanka. W tej samje chwili poczuł ciepłe nasienie rozlewające mu się na brzuch
-Ja ciebie też.- uśmiechnął się do niego i jeszcze raz zamknął oczy, ale z ust nie schodził mu błogi uśmiech. Elvern położył się obok chłopca. Porządnie ich obu wyczyścił, przykrył i zasnął szczęśliwy jak nigdy od długiego czasu.

Dumbledore patrzył z niedowierzaniem na pergamin, który właśnie wskazał mu lokalizację bachora. Akademia Słońca, tego się nie spodziewał, ale z drugiej strony miał tam przecież kogoś, kto był mu winien przysługę, więc w przyszłym tygodniu wszystko powinno się skończyć. Pozostał tylko jeden mały problem. Knot, odkąd dowiedział się o jego planach, postanowił mu przeszkodzić. I sam zastanawiał się, czemu na to nie wpadł. Nigdy nie było kogoś tak potężnego, by dać mu dziecko, aż do tej pory. Chłopak miał 12 lat, więc nie powinno być problemu. Uśmiechnął się do siebie i zaczął pisać nową listę tego, co ma przygotować.

Azazel wbrew wszystkim znakom na niebie i ziemi nie umarł. Nie zapadł nawet w  śpiączkę. Po prostu leżał bez ruchu przez długi czas karmiąc się cierpieniem własnym i towarzyszy. Nie mógł sam odebrać sobie życia, a ani Lilith, ani Balam nie dali się do tego namówić.
I właśnie teraz, gdy stracił wszelką nadzieję, poczuł inne emocje, jakby nowe życie wstępujące w Daga i Elverna. Uśmiechnął się lekko. Jego poświęcenie nie poszło na marne. Tylko że sekundy później wyczuł śmierć i zaraz potem zniknął ze swojego stałego miejsca i znalazł się w łazience ich pokoi w Akademii.
Było ciemno i cicho, a on nie mógł się nigdzie przenieść, chociaż próbował.
-No proszę.- usłyszał od progu zimny głos elfa i spojrzał w tamtą stronę. Elvern stał z rękoma założonymi na piersi w całej swej nagiej okazałości, wściekły i zdziwiony- A więc jednak wróciłeś.



czwartek, 5 lipca 2012

Rozdział 46

Azazel obudził się z okropnym bólem wszystkich części ciała. Najgorzej jednak bolało go serce.
Nie był nieprzytomny, Lilith nie była tak miłosierna.
Dzięki zaklęciu, które na niego rzuciła, nie tylko czul ból swoich towarzyszy, ale i widział jak bardzo są nieszczęśliwi. Mimo to, nie mógł zmienić zdania.
To cierpienie kiedyś minie, a on tylko sprowadzałby na nich coraz gorsze. I nie obchodziło go, jak bardzo pragnął znaleźć się obok małego ślicznego Daga i przystojnego Elverna. Jak bardzo jego ciało rwało się, by dotknąć ukochanych. Jak on sam cierpiał w każdej sekundzie. Jak tęsknił.
-Dalej zamierzasz to ciągnąć?- Zapytał Balam podając mu kubek.
-Tak. Nie zmienię zdania.- upił łyk gorzkiego płynu i skrzywił się.
-Nawet jeśli ci powiem, że nie ryzykujesz tylko własnego życia, ale także ich- usiadł na przeciw przyjaciela.
-Balamie...- zaczął zmęczony.
-Teraz mnie posłuchaj. Przez lata ty i Daga byliście sami, bo był on jeszcze dzieckiem. Elvern został wezwany, bo Daga dorasta. I tak, jeszcze przez kilka lat poradzą sobie sami. Minus niebezpieczeństwa, bo elf nie ma twoich zdolności i przecież może mu się nie udać. Pomijając to, gdy Daga skończy 16 lat, nie poradzą sobie sami. Ty ich dopełniasz. Azazelu, to będzie męka. O ile uda im....
-Zamilcz! Myślisz, że nie wiem o ryzyku!? Ale już nie potrafię. Tyle razy przez moją głupotę Daga omal nie zginął.- po tych słowach się rozpłakał. Balam przez chwilę siedział nie wzruszony, by po chwili objąć przyjaciela.

Evlern wraz z ukochanym znaleźli się w górach
-Ja wiem, że to nie dużo-. cichy szept elfa wywoływał u chłopca niemal płacz. Było tu pięknie, ale nie za widokiem tęsknił. A i mężczyzna odczuwał to samo
-Podoba mi się tu.- uśmiechnął się do ukochanego i przytulił jeszcze mocniej.
-Cieszę się.- pocałował go- Posłuchaj. To, że odszedł....
-Nie chcę już nigdy o nim mówić.- nie płakał, ale jego głos stawał się coraz zimniejszy- Obiecał, że nigdy mnie nie zostawi. Kłamał, dlatego już dla mnie nie istnieje.
-Masz rację skarbie. Poradzimy sobie.- tym razem pocałował go w usta i uśmiechnął się troszkę bardziej szczerze.- To na co masz ochotę?
-Umiesz jeździć na nartach?- Elvern kiwnął głową.- Bo ja zawsze chciałem się nauczyć.
-A więc nie traćmy czasu- mężczyzna wiedział ,że jeśli nie zapewni chłopcu tego, czego zapragnie, a na jego twarzy choć na kilka sekund zagości smutek, pęknie mu serce

Dumbledore uśmiechał się do listu, który dostał dziś rano. Byli tacy którzy przestali go doceniać, bo tyle razy plany wzięły w łeb i dzieciak mu się wymykał.
Ale dziś rano dostał wieści, że towarzysz go opuścił. Teraz jest sam i bezradny. Gdyby tylko wiedział, gdzie się znajduje.
To jednak tylko kwestia czasu.
-Widać, że to dobre wieści.- odezwał się Knot.
-Jak najbardziej, Korneliuszu. Widzisz, nasz mały uciekinier został zupełnie sam.
-A więc i jego anioł miał go dość.- oparł brodę na ręku- Trzeba go tylko znaleźć i będzie nasz.
-To już nie będzie takie trudne. Jego magia będzie najsłabsza w Święto Duchów. Wtedy gdziekolwiek będzie, wytropię go.
-Tylko pamiętaj o naszej umowie.- minister wstał.
-Oczywiście, że pamiętam-powiedział i spojrzał na mężczyznę takim wzrokiem, że ten nie zwlekał już z opuszczeniem gabinetu. Ale i on był bardzo zadowolony.
Dumbledore może sobie wziąć jego moc. On zdobędzie coś lepszego. Stworzy sobie idealne dziecko, z jego umysłem i wyglądem młodego Riddla. A jeśli do tego dojdzie potężna moc Voldemorta, nic i nikt nie pokrzyżuje jego planów. Bo do tej pory Dumbledore już dawno będzie gnił pod ziemią.

-Kochanie, uważaj!- Krzyknął Evlern, ze strachem patrząc jak chłopiec w szalonym tempie zjeżdża w dół prosto w ogromną zaspę. Tylko, że nie miał się jak zatrzymać. Nie miał tak silnej magii, by zatrzymać go z tak ogromnej odległości. Zaczął więc biec.
Serce waliło mu jak szalone. Nogi niosły szybciej niż zwykle...i udało mu się. Zatrzymał go tylko kilka centymetrów przed zderzeniem.
-Skarbie, malutki, nic ci nie jest?- Wziął go w ramiona i zaczął szukać najmniejszej oznaki zranienia.
-Wszystko dobrze- uśmiechnął się do niego- Ale chyba raczej nie będę jeździł.
-Po prostu bałem się, żebyś niczego sobie nie zrobił- ukląkł i ściągnął mu narty- Zimno ci.- stwierdził po chwili.
-Troszkę, ale chcę tu jeszcze zostać.- przyznał głaszcząc go po policzku.
-Jesteś pewny?- Mężczyzna nie był co do tego przekonany.
-Tak, jeszcze godzinkę.- powiedział i zaraz potem kichnął.
-Może jednak innym razem, skarbie- już zaczął się martwić o chłopca. Od dzisiaj ma mu zastąpić ich obu, a to nie łatwe zadanie. Już stał się nadopiekuńczy.
-Tak, innym.- przytulił się do niego i zamknął oczy. Byli tu już od ładnych paru godzin i Daga robił się śpiący.
Elvern już nic nie powiedział, tylko przeniósł ich z powrotem do szkoły.
Mimo że trwało to sekundy, ukochany spał już w jego ramionach. Z lekkim uśmiechem rozebrał go więc i położył do łóżka.
Przez chwilę patrzył na niego nie ruszając się z miejsca. Wiedział, że za jakiś czas zaczną się koszmary i że być może żaden z nich nie dożyje wakacji. Dlatego będzie musiał wziąć to, co jest mu dane i w duszy przeklinać Azazela za los, na jaki ich skazał.
A jeszcze wczoraj wszystko było takie wspaniałe. Odnalazł towarzyszy, a na wspomnienie połączenia wciąż robiło mu się gorąco.
Jednak, gdy tylko zorientował się, że Daga porusza się niespokojnie na posłaniu, ściągnął ubranie i położył się obok ukochanego biorąc go w ramiona.
Sam zaczął cicho płakać jednocześnie szepcząc ukochanemu do ucha, że wszystko będzie dobrze.

Nie wiedział, że w innym wymiarze, w jaskini oddalonej od ludzi jak tylko to możliwe, Azazel krzyczał z bólu, a z jego oczu płynęła krew. Anioł był pewny, że kończy swoje życie tu i to tylko kwestia godzin nim znajdą go strażnicy jego świata i powróci tam zapominając o wszystkim.  Lub, co gorsza, pozwolą mu cierpieć za zdradę jakiej dokonał setki lat temu.


#################################################################################
Beta Seya. (moje lenistwo się kończy i jak najszybciej wprowadzą Twoje poprwaki. Dziękuję)