— Lucjuszu! — Stojąca przed blondynem kobieta wydała z
siebie okrzyk ulgi i szybko podeszła do męża.
— Misja wykonana, Narcyzo! — Mężczyzna ucałował żonę w
policzek i pokazał chłopca.
Kobieta spoglądała na dziecko z miną opiekuńczej, a raczej
nadopiekuńczej matki.
— Jaki on malutki — wyszeptała.
— Czy wszyscy już są? — odezwał się Malfoy po krótkiej
chwili, przykuwając na nowo uwagę żony.
— Tak, ale... — Ukryła twarz w dłoniach. — Kochany, udało mu
się — zaszlochała cicho. — Lucjuszu, co teraz?
— Spokojnie, moja droga. — Blondyn przygarnął kobietę do
siebie wolną ręką. — Za chwilę wszystkiego się dowiemy, chodźmy.
Wyprowadził ją z przestronnego salonu, w którym do tej pory
się znajdowali. Szli poprzez ciemny korytarz aż do sali, która przypominała jadalnię, z ogromnym stołem, pochodniami na ścianach i zapalonym kominkiem.
Lucjusz musiał ze smutkiem stwierdzić, że niewielu
Śmierciożercom udało się przybyć do Twierdzy Cieni w tą szczególną, tragiczną
noc. Ci, którzy jednak przybyli, nie wyglądali najlepiej — byli przybici,
płakali, wielu z nich nie powinno w ogóle opuszczać skrzydła szpitalnego.
Severus Snape jako pierwszy dojrzał wchodzących. Ten młody, czarnowłosy
mężczyzna o zwykle kamiennej twarzy teraz był niemal roztrzęsiony, a w jego
oczach można było dostrzec łzy.
Wstał jednak i skłonił się nieznacznie na widok starszego
kolegi.
— Nasz Książę wreszcie wrócił do domu. — oznajmił Lucjusz i
uniósł chłopca nieznacznie, by pokazać go zebranym.
— Daj go mnie. — Severus zbliżył się do mężczyzny i wziął na
ręce budzące się powoli dziecko. Wydawać by się mogło, że wszystko z nim w
porządku. Mimo to podejrzliwa natura mężczyzny dała o sobie znać. Poza tym
postanowił on postąpić zgodnie z rozkazami ich zaginionego, bądź co gorsza, martwego
Pana i zbadać małego Dziedzica.
Ostrożnie ułożył chłopca na stole i wycelował w niego
różdżką sprawdzając, czy nie były na niego rzucane jakieś zaklęcia. Niestety
nie pomylił się. Westchnął ciężko i usunął zaklęcie Glamure.
Dopiero teraz zamarł. Twarzyczka dziecka pokryta była
siniakami w kształcie dłoni. Widać było także niezbyt dobrze zagojone blizny po
głębokich cięciach, czółko natomiast "zdobiła" blizna w kształcie
błyskawicy. Najgorsze jednak były oczy, które się w niego wpatrywały. Bez
cienia protestu, za to z ogromnym strachem. U rocznego dziecka, było to wręcz przerażające.
Severus nabierał podejrzeń i nie był jedynym, który chciałby raz jeszcze
zamordować Potterów. Delikatnie rozwinął kocyk, okrywający wątłe ciałko. Dalej,
tak jak się spodziewał, było niestety jeszcze gorzej. Nie zostało chyba żadne
miejsce na skórze dziecka, które nie byłoby w jakiś sposób uszkodzone. Chłopiec
miał też kilka połamanych żeber, powykręcane nóżki i ślady po przypaleniach.
Mały Daga-Eweram przez całe oględziny nie poruszył się ani razu, nie wydał z
siebie ani jednego dźwięku.
— Maleńki... — Severus zapłakał po raz kolejny tego dnia, czuł
się bardzo zmęczony.
— To barbarzyńcy! — Bella stanęła obok przyjaciela i drżącymi
rękami ściągnęła dziecku pieluszkę. Całą komnatę wypełnił nieprzyjemny zapach.
Pieluszka nie była zmieniana od kilku dni. Narcyza zaczęła głośno płakać i
opadła na krzesło. Bella cofnęła się o kilka kroków. Zgromadzeni mężczyźni
mieli oniemiałe ze zgrozy miny.
— Thorfinn, przynieś moją torbę. — Severus odezwał się do
najbliższego człowieka, ten skoczył na równe nogi i wyszedł z sali, by po
krótkiej chwili wrócić z dużą czarną torbą.
Severus wyjął z niej buteleczki z niebieskim i czerwonym
płynem i... nie miał wprawy w karmieniu dzieci, a co dopiero w podawaniu im
eliksirów. Na szczęście Narcyza wzięła je od niego i ułożyła sobie chłopca na
kolanach, po czym delikatnie przyłożyła buteleczkę do ust dziecka. Daga
odmawiał współpracy, więc odchyliła mu główkę do tylu. Dopiero teraz była w
stanie wlać oba eliksiry.
— Bella, czy mogłabyś? — zwróciła się do siostry. Zawsze była
od niej słabsza psychicznie i widok tak skatowanego maluszka przyprawiał ją o
ból serca i głowy.
Bellatrix wyszła z Dagą i skierowała się do pokoju
siostrzeńca. Gdy już tam była, ułożyła go w kołysce obok Dracona. Ten obudził
się i spojrzał najpierw na nią, a później na mniejszego chłopca.
— Dzi? — zapytał cichutko.
— Tak Draco, dzidziuś. — uśmiechnęła się do niego smutno. —
Opiekuj się nim — dodała.
Draco przysunął się do śpiącego Dagi i otoczył go swoim małym ramieniem, po czym znów zamknął oczka.
Bella patrzyła wzruszona na tę słodką scenę ocierając łzy z
policzka. Po chwili odwróciła się i wyszła.
Cały czarodziejski świat wznosił szklanki w toaście: Za
Harrego Pottera, za Chłopca Który Przeżył, nie wiedząc że ten tak
naprawdę nigdy nie istniał i że piją zdrowie małego księcia Twierdzy Cieni,
który dziś stracił ojca w starciu z Albusem Dumbledore’em, a jego drugi tata
miotał się w tej samej chwili spętany w ciasnej celi w Azkabanie.
Albus Dumbledore, oczywiście niczego się nie spodziewał. Był
przekonany, że jego plan zadziała bez zarzutu. Uśmiechnął się do siebie i zasnął przekonany, że zrobił dziś coś dobrego dla ludzkości.
Daga-Eweram spał w kołysce napojony eliksirami i czuł się tak
szczęśliwy, jak nigdy dotąd. Czuł, że jest bezpieczny oraz że otaczają go
ramiona pierwszego dziecięcego przyjaciela.
Nie wiedział natomiast, że właśnie zaczęło się jego prawdziwe
życie i że będzie ono jedną, wielką, niekończącą się przygodą.