poniedziałek, 23 lipca 2012

Rozdział 47c

Elvern przez kilka minut nie wiedział, co się stało. Oszołomiony stał z ukochanym na rękach i dopiero gdy usłyszał czyjeś kroki, uświadomił sobie, że Daga stracił przytomność. Bardzo chciał poznać przyczynę takiej reakcji.
-Połóż go na łóżku.- od progu odezwał się Azazel.
-Ty jeszcze tu?- Zapytał nie patrząc na niego.
-Tak... Coś nie pozwala mi się przenieść.
-Wina, może.- mruknął nieprzjemnie.
-Kochany...- zaczął.
-Co go tak wystraszyło? - Zmienił szybko temat.
-Chyba ja.- powiedział głosem pełnym bólu.
-Nie dziwi mnie to.- ułoży ukochanego na posłaniu i patrzył na niego z czułością i troską- Dlaczego?- Zwrócił się do drugiego mężczyzny.
-Kochany...- Nie bardzo wiedział, jak ma się wytłumaczyć.- Tyle razy już go zawiodłem, ciebie również. A ten atak i to w dzień po naszym połączeniu.. El... Skarbie, po prostu nie poradziłem sobie...
-To nie jest odpowiedź!- Zezłościł  się znowu.
-A co miałem robić?- Azazel nie podniósł głosu.
-Zostać, porozmawiać... dać sobie pomóc. Przecież kocham zarówno ciebie jak i Daga.
-Kochasz?- Szepnął, podchodząc w końcu bliżej
-Tak. I nigdy nie przestanę.- odpowiedział również szeptem, nie zrobił jednak kroku ku mężczyźnie. Stał tylko wpatrzony w twarzyczkę chłopca, teraz powoli dochodzącego do siebie.- Ale Daga... On cierpi, być może bardziej niż ja.- westchnął.
-Nie powinienem wracać, jeszcze bardziej was zranię.- szepnął dotykając ramienia elfa.
-Nie wiem, czy jest to możliwe.- odpowiedział nachylając się nad ich towarzyszem.- On się boi, że zrobisz to jeszcze raz, że ci zaufa... obaj ci zaufamy i znów nas opuścisz. Nie przeżyjemy tego, on na pewno nie.
-Pozwolisz mi tu jednak zostać?-Nieśmiałe, niemal niesłyszalne pytanie padło z ust Azazela, nim zdążył się powstrzymać.
-To nie tylko moja decyzja.- ale pozwolił sobie na delikatny uśmiech. Może Daga nie będzie tak surowy. Oczywiście on sam nie wybaczył aniołowi do końca, ale bardzo mu go brakowało, dlatego w głębi serca liczył na szanse.
-El...- cichy głos wyrwał go z zamyślenia. Był sam. Azazel prawdopodobnie stał się niewidzialny, co było teraz konieczne. Czuł jego obecność, ale już nie tak nachalnie.
-Spokojnie, kochanie, nie wstawaj.- usiadł obok i głaskał go po głowie.
-Co się stało?- Zapytał przytulając się do niego.
-Zemdlałeś.- musnął wargami jego czoło- Dlaczego?
-Ja...- chłopiec zamyślił się przez chwilę- Azazel.- wyszeptał rozglądając się po pomieszczeniu.
-Co z nim maleńki?- Takiej reakcji się nie spodziewał, pewnie Dumbledore'a przeraziłby się mniej.
-On wrócił prawda?- Popatrzył na nigo oczami pełnymi łez.
-Tak, skarbie. Ale nic się nie bój...
-Nie chce go tu.- przerwał mu zimno.
-Kochanie, to nie takie proste... on nie może się przenieść, ani wyjść z naszych pokoi.
-Rozmawiałeś z nim?- W jego głosie słychać było żal.
-Tak- Elvern spuścił głowę, czuł się, jakby zdradził ukochanego.
-Ale ja nie będę.- zdecydował, podniósł się i złączył razem ich usta w dziwnie zaborczym pocałunku.

Azazel przeżywał katusze. Wiedział, że ma długą drogę do tego, by mu wybaczyli. Że mają prawo tego nie zrobić. Sam zresztą nie był pewny, czy na to zasłużył. Ale zachowanie jego małego aniołka było nie do zniesienia.
On już nie był jego. Elvern zresztą też, ale tu miał jeszcze szansę. Tylko, że nie zamierzał stawać między nimi. Na jakiś czas zadowoli się tym, że nie próbują go wyrzucić. A co będzie później, czas pokaże.

-Więc idziesz dziś nad jezioro?- Zapytał Elvern sadzając Daga przy stole.
-Raczej nie.- odpowiedział nie patrząc w stronę okna, bo tam właśnie stał Azazel, teraz już widoczny.
-Myślę że to ci jednak dobrze zrobi.- pocałował go w policzek
-A pójdziesz z nami?- Zapytał zaplatając ręce wokół jego talii
-Jeśli chcesz.- uśmiechnął się. W końcu ich relacja wróciła do normy.
- Bardzo.- Daga był szczęśliwy, udało mu się odwracać uwagę Elverna od Azazela i to bardzo skutecznie. Co nie znaczyło, że i on nie tęsknił. Chciał mieć znów ich obu przy sobie. To jednak chyba było niemożliwe, być może już nigdy.
-Azazelu, zjedz z nami- uprzejmie poprosił elf.
-Z przyjemnością.- podszedł do stołu i zajął swoje poprzednie miejsce pod wściekłym spojrzeniem Daga, ale się nie zniechęcił. Będzie musiał ich w sobie na nowo rozkochać, to nie powinno być takie trudne.
-Więc znalazłeś tu przyjaciół, skarbie?- Zwrócił się do chłopca uporczywie na niego patrząc. Ten jednak nie spojrzał w jego stronę, jadł sobie spokojnie jajecznicę udając, że go nie ma i tylko lekkie drżenie rąk zdradzało, jak bardzo się tym denerwuje.
-Azazelu, nie- powiedział Elvern, gdy anioł raz jeszcze otworzył usta- Mi jest łatwiej, jestem starszy, połączyliśmy się. Co nie znaczy że ci ufam i szybko wybaczę. Ale Daga w to nie mieszaj. Jeszcze nie.- te słowa przekazał mu w myślach czując się jak jeszcze większy zdrajca. On był w tym wszystkim pomiędzy nimi i wiedział, że jego cierpienie nie dobiegło końca. Ale teraz będzie całkiem inne.
-El, kochany...- Zaczął Azazel znowu.
-Dość!- Krzyknął nagle Daga.- Nie jesteśmy już z tobą.- może i mówił za elfa, ale w połowie się z nim zgadzał i tak pozostanie przynajmniej teraz.- Możesz tu sobie być, ale ja cię tu nie chcę. Chcę żebyś poszedł i nie wracał. Ty i El kochaliście się i zostawiłeś nas obu bez powodu. Nie wiem, czy El ci wybaczy, czy nie i czy będzie chciał z tobą być. Nie mogę mu zabronić, jesteście towarzyszami. Ale ja już nigdy nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Azazel, który był ze mną zawsze i który się mną opiekował, odszedł i już nie wróci.- po tych słowach wstał, pocałował elfa w policzek i wyszedł nie oglądając się za siebie.
-Pozwalasz mu iść samemu?- Zapytał z niedowierzaniem anioł.
-Tak. Wiem co się z nim dzieje, łączy nas telepatia. Daga dużo się uczył.- dodał na widok zdziwionej miny drugiego mężczyzny.
-To co powiedział...
-Tak. Azazelu, nawet sobie nie wyobrażasz, co się tu działo. A co do mnie, to masz wolną rękę, ale niczego nie obiecuje. Najpierw musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, czy na prawdę chcesz tu być.- powiedział i wstał opuszczając salon.
Azazel patrzył za nim smutnym wzrokiem. On wiedział, że cokolwiek go tu wezwało, miało rację. Tu jest jego miejsce i właśnie zdał sobie sprawę, że za ten jeden błąd, największy w jego życiu, przyszło mu zapłacić straszną, ale prawdopodobnie sprawiedliwą cenę.


################################################################################
Dziękuję za wszystkie komentarze i słowa otuchy. Notkę dedykuje stałym i tym całkiem nowym czytelnikom. Zostawiajcie swój ślad



olit
olit