poniedziałek, 16 lipca 2012

Rozdział 47b

Zimno słów towarzysza niemal odebrałomu mowę.
-Teraz, gdy nasze połączenie się wzmocniło- prychnął elf, ale tak na prawdę jedyne, co teraz chciał, to znaleźć się w tych wytęsknionych ramionach i zapomnieć o tym co było.
-Ja nie miałem zamiaru....- Zaczął podnosząc się powoli.
-Tego się akurat domyśliłem.- odsunął się, by anioł do niego nie podszedł
-I nie mogę się przenieść.- powiedział dość żałosnym głosem.
-To jest twój problem.- ominął go szerokim łukiem i stanął przy umywalce, by przejrzeć się w lustrze. Z zadowoleniem stwierdził, że mimo tego jak źle się czuł, wygląda normalnie.- Chcę, żeby cię tu nie było, gdy Daga się obudzi.- raz jeszcze na niego spojrzał, może oczekując przeprosin, błagania o wybaczenie.

Nic takiego jednak się nie stało, więc z głośnym westchnieniem zaczął powoli się oddalać.
Ale nim udało mu się to zrobić, czyjaś ręka pociągnęła go do tyłu, a silne ramiona zamknęły w żelaznym uścisku.
Azazel stał przez chwilę nieruchomo zastanawiając się,  czemu to zrobił. Jakim sposobem pozbył się swojej samokontroli i ma w ramionach ukochanego?
Mimo to, cokolwiek by się nie działo, to uczucie jakiego teraz doznał, było tak wspaniale, że omal nie zemdlał ze szczęścia, dochodząc od samego niewielkiego tylko dotyku.
-Tęskniłem kochany.- wyszeptał, całując go w szyję. Drugi mężczyzna jednak nic nie odpowiedział, tylko stał całkiem bez ruchu jeśli nie licząc drżenia.
Elvern był całkiem rozbity. Z jednej strony ten dotyk sprawiał, że jego serce topniało i przeżywał rozkosz. A  z drugiej był tak wściekły, że niemal zdolny do zamordowania kochanka tu i teraz.
I gdyby nie te dłonie wolno przesuwające się ku jego biodrom, pewnie by to zrobi. Kolana zaczeły mu mięknać z każdą, nawet najmniejszą, pieszczotą. I już miał się temu poddać, gdy przed oczami stanął mu Daga i jego smutna mina. To o nim powinien myśleć w pierwszej kolejności.
Wściekle odepchnął od siebie mężczyznę.
-Co ty sobie wyobrażasz!?- Krzyknął osuwając się po ścianie.- Najpierw się ze mną łączysz, a później nas zostawiasz!?
-El... Kochany....- chciał się usprawiedliwić.
-Zamilcz!- W jednej sekundzie znalazł się obok niego i z całej siły uderzył w szczękę. Polała się krew i już miał paść na kolana i go przepraszać, bo nie wolno było mu podnieść ręki na dominującego towarzysza, gdy zdał sobie sprawę, że przecież nim nie jest.- Teraz wracam do MOJEGO skarbu  i lepiej żebym cię tu nie znalazł rano.- po tych słowach, już bez przeszkód, po prostu opuścił łazienkę. Ciągle jeszcze był wściekły, a jego magia zaczęła palić.
Elfy są wcieleniem dobra i jeśli są spokojne, nie mają wojennych zamiarów. Lecz jeśli go zdenerwować, to każdy, kto znajduje się obok, może zostać zniszczony, dopóki złość się nie wypali.
Teraz było podobnie, ale nogi same kierowały go do sypialni.
Stanął w drzwiach pomieszczenia i podziwiał ciałko leżące w łóżku, to znacznie go uspokoiło. Wiedza, że chłopiec jest bezpieczny i po raz pierwszy od długiego czasu szczęśliwy i że śpi spokojnie.
Położył się więc obok i zamknął go w swoich ramionach mając nadzieję, że gdy już uda mu się usnąć jego magia powróci do normy.

Tymczasem Azazel wcale się nie poruszał. Co więcej nie oddychał i był pewny, że nawet jego serce zamarło na kilka chwil.
Stało się to, o co podświadomie tak bardzo się bał przez wiele lat. Został sam, nie zdolny do śmierci, bo on wiąż ich kochał.
Szczęka i złamany nos przypomniały o sobie dość ostrym bólem ,ale nie uleczył się.
Elvern miał pełne prawo tak postąpić, ale on nie chciał nawet wracać. Więc czemu? I dlaczego nie jest w stanie się przenieść?
Był świadomy, że tu czai się śmierć, tylko że on nic na to nie poradzi. Mógłby jeszcze spróbować porozmawiać z chłopcem, jednak coś mu mówiło, że Elvern mu na to nie pozwoli sam zresztą postąpiłby tak samo.

Magia go zawiodła i nie wydostał się z pokoi, lecz największe zaskoczenie przyszło gdy spróbował po prostu wyjść. Za każdym razem był cofany z powrotem do salonu. Po kilku godzinach niczego nie dających prób po prostu się poddał i usiadł w fotelu ukrywając twarz w dłoniach i czekając na świt.

-Dzień dobry kochanie.- wyszeptał Elvern gdy tylko Daga otworzył oczy.
-El...- chłopiec wtulił się w niego i nie powiedział nic więcej.
-Jak się spało?- Zapytał głaszcząc go po długich włosach.
-Bardzo dobrze.- pocałował go w policzek i wstał.
-Mogę dzisiaj spędzić dzień z Resfem?- Zapytał, bo przypomniał sobie, że kolega już od jakiegoś czasu chciał go wyciągnąć nad jezioro, tylko do tej pory jakoś nie miał ochoty.
-Oczywiście, tylko bądź ostrożny.- nakrył usta ukochanego swoimi na parę chwil, po czym znów opadł na poduszkę.- I wróć na obiad.
-Tak zrobię.- Daga wyszedł do łazienki i szybko doprowadził się do porządku.

I gdy już myślał, że to nareszcie będzie dobry dzień, zmienił zdanie gdy wszedł do salonu. Krzyknął przerażony, gdy zobaczył  żółte oczy wpatrujące się w niego uporczywie.
-Nie...- wyszeptał i cofnął się do sypialni nie spuszczając wzroku z anioła.
On nie był zły, po prostu się bał. To co zrobił Azazel wciąż jeszcze go przerażało.
-Skarbie co się dzieje?- Zaniepokojony Elvern wziął chłopca na ręce, gdy tylko go zobaczył.
-Tam....- wyszeptał i zemdlał.



#################################################################################
Wiem, że ostatnio moje rozdziały nie są całkiem dobre ale poproszę o 10 komentarzy. Może komuś to jednak nadal się podoba. Następna notka jak uzbiera się ta liczba nie jest łatwo z 5 blogami a komentarze motywują. Dziękuję:)