wtorek, 4 grudnia 2012

Rozdział 77


Niewysoki chłopak z czarnymi włosami opadającymi gładko na ramiona, z dużymi niebieskimi oczami otoczonymi długimi rzęsami, porcelanową cerą, czerwonymi pełnymi ustami stał przed lustrem w samych tylko bokserkach, przymierzając coraz to inne ciuchy. Był szczupły, ale ładnie umięśniony, na brzuchu miał nawet mały kaloryferek. Lubił swoje odbicie, dlatego uśmiechał się lekko, gdy się oglądał.
-Jeszcze nie gotowy?- Usłyszał obok głos swojego najlepszego przyjaciela. Spojrzał na wysokiego blondyna ubranego na niebiesko z włosami gładko zaczesanymi do tyłu. Draco był tak podobny do ojca, że gdyby nie dołeczki w policzkach, gdy się uśmiechał, a które odziedziczył po matce i jej drobne uszy, ktoś mógłby go wziąć za klona Lucjusza.
-Nie wiem, w co się ubrać. - popatrzył na niego błagalnie.
-Że też ty nie odziedziczyłeś krztyny dobrego smaku...- westchnął blondyn i podszedł do zostawionego na podłodze stosu ubrań, sprytnie unikając uderzenia butem.- Gdzie jest Elvern?
-Zgadnij.- westchnął Daga zrezygnowany. Im był starszy, tym miał większe problemy z Azazelem, a on po prawdzie gotowy był już od roku. El też o tym doskonale wiedział. Azazel nie mógł się przemóc, podobno z miłości.
-A rozmawiałeś z nimi... znowu?- Draco usiłował wydostać jakieś spodnie z plątaniny materiału i kucnął na podłodze.
-Nie.- przewrócił oczami, pomagając przyjacielowi.- Według niego ciągle przecież jestem dzieckiem.
-Myślę, że da się z tym coś zrobić.- młody Mafloy uśmiechnął się do niego.- Czy ty wiesz, ile osób z mojego roku i nie tylko chciałoby choćby z tobą porozmawiać? Sam słyszałem jak Ethan, ten z ostatniej klasy, wygłaszał poemat na temat twoich oczu.
-Przesadzasz.- machnął ręką zawstydzony Daga.
-Wcale... ja wiem, że Azazel ma swoje powody, ale robią się już powoli śmieszne.
-A myślisz, że ja tu stoję dla zabawy?- Wciągnął na siebie ciemne spodnie. Były na niego przyciasne w taki sposób, że wyglądały jak druga skóra.- Czy one nie są twoje?
-W zasadzie tak, ale dawno z nich wyrosłem... jak nie chcesz...- zmieszał się Draco.
-Skoro uważasz, że to podziała.- uśmiechnął się do niego.
-Jak nie, to przefarbuję się na rudo.- na te słowa roześmiali się obaj.- W sumie, to dziwię się, że wcześniej ich nie zobaczyłeś.
-Jakoś..- zaczął. - Zresztą nie ważne. Teraz mamy imprezę, a ja mam 16 lat i chcę przeżyć swój pierwszy raz.- Daga był zdeterminowany, ale i tak się zarumienił.
-Na mnie nie patrz, ja już to przeżyłem.- Draco uśmiechnął się tym razem z wyższością.
-Tak, tak.- znalazł sobie fioletową koszulę.- Tak może być?
-Oczywiście, że tak... może będą z ciebie ludzie.- po tych słowach wyszedł. Daga został sam i raz jeszcze przejrzał się w lustrze. Wyglądał seksownie, ale gdy się zaczernił, co ostatnio często mu się zdarzało, kontrast był zabójczy i działał niemal na każdego. Te urodziny będą w końcu tymi, na które czekał, nawet jeśli miałby zginąć próbując.

Sala była przygotowana na imprezę. Wszyscy zebrani czekali na przybycie gościa specjalnego. Tom i Syriusz siedzieli na swoich starych tronach. Po kryzysie cztery lata temu powrócili silniejsi niż zwykle, a Ridle odkrył swoje nowe powołanie. Napisał i nawet opublikował dwie książki. Syriusz nie mógł być dumniejszy. On sam zajął się uczeniem i podobno całkiem nieźle mu to wychodziło. Zawsze, mimo że byli tak zajęci, pojawiali się na zebraniach i w tych decyzjach, w których następcy Voldemorta nie potrafili się dogadać, to oni mieli decydujące zdanie. Jednak wszystko miało teraz charakter reprezentacyjny i w końcu było dobrze. Syriusz, czasem patrząc na dzieci brata, czy przyjaciół, żałował, że Daga nie ma młodszego rodzeństwa. Życie jednak obrało dobre tory i miał nadzieję, że nic tego nie zmieni.
-Coś długo nie przychodzi.- Tom odezwał się do ukochanego.
-Chce wyglądać pięknie.- Syriusz pocałował go w policzek. -W końcu przecież to jego pierwsze oficjalne przyjęcie.
-Kochanie, czy jesteś na mnie zły?- Starszy mężczyzna spojrzał na niego uważnie.
-Po prostu zmęczony.- uśmiechnął się.- Naprawdę nie rozumiem, czemu Daga zgodził się na ten splendor.
-Nasz mały chłopczyk musi zacząć się pokazywać... zwłaszcza teraz, gdy mamy coraz mniej przyjęć.
-Bo dzieci jest coraz mniej. - westchnął Syriusz.- Dobrze wiesz, że są tacy w Ministerstwie, którzy myślą o zamknięciu Hogwartu.
-Tym lepiej. Zresztą to Daga poprosił o takie przyjęcie. Ja byłbym zadowolony z małego.- pocałował ukochanego.
W tym momencie otworzyły się drzwi i do środka wolno wszedł Daga. Wszystkie oczy zwróciły się na niego, a chłopak zarumienił się pięknie. Wywołało to kilka zachwyconych westchnień. Daga stał w drzwiach w wyuczonej pozie. Uśmiechnął się lekko, gdy zobaczył, że dwaj jego towarzysze podeszli do niego i każdy złapał za jedną z jego rąk. Dopiero wtedy skinął głową i muzyka zabrzmiała raz jeszcze, a ludzie powoli wracali do rozmów.
-Wyglądasz przepięknie, skarbie. – zachwycony Elvern pocałował chłopca w policzek.
-Cudownie.- westchnął Azazel, nie mogąc oderwać od niego oczu.
-To dla was.- uśmiechnął się nieśmiało.
-Wszyscy tak pożądliwie na ciebie patrzą.- anioł miotał wściekłymi spojrzeniami po całym pomieszczeniu.
- Na pewno nie. - Daga roześmiał się wesoło i pobiegł do przyjaciół, którzy już do niego machali.
- Mówiłem ci. - Elvern przytulił się do Azazela.
-Nie martw się, kochany, mam już plan.- anioł pocałował go zaborczo i pociągnął w stronę stołu. Przez cały czas nie spuszczał jednak wzroku z chłopca. Jemu ufał, ale było tu tyle nieznajomych osób, a jemu nerwy puszczały coraz częściej. Musi w końcu połączyć się z nimi oboma, bo może stać się niebezpieczny. Miał duże szczęście, że El to rozumie i wspiera, jak tylko może. Ale i on zaczął się niecierpliwić coraz bardziej, a Daga był już na tyle duży... Tak, Azazel podjął decyzję. Dziś, gdy przyjęcie się skończy, obaj jego ukochani dostaną to, na co czekali już od lat. Uśmiechnął się i pociągnął elfa na kolana, wdychając jego uspokajający zapach. O ile wcześniej kogoś nie zabije. Daga zdawał się nie dostrzegać swoich towarzyszy, stojąc w grupce swoich najstarszych przyjaciół. Miał jednak na nich oko. Podświadomie czuł, że coś się stanie. I im bliżej było wieczoru tym bardziej się denerwował.
-Zrobiłeś się zielony.- stwierdził George Wesleay-Lupin, a stojący obok niego Lupin mu przytaknął.
-Tylko myślę.- dla niepoznaki Daga uśmiechnął się do niego.
-Ja wiem, że rozmowa z rodzicami, czy wujkami na ten temat może być dość krępująca... dlatego jeśli jest cokolwiek...Pamiętaj, mogłeś o tym czytać i śnić, nawet widzieć, ale to nigdy nie jest to samo, co będzie z tobą.
-Dzięki, ale chyba dam sobie radę. - spłonął rumieńcem.
-Tylko mówię. - starszy chłopak uśmiechnął się uspokajająco do niego. Pamiętał dobrze jak to było z nim. On na szczęście miał Charliego, który bardzo mu wtedy pomógł.- Zatańczysz?- Zmienił temat.
-Nie po to się uczyłem, żeby podpierać ścianę. - Roześmiał się Daga i już był ciągnięty na środek parkietu pod czujnym okiem Azazela i Remusa. Każdy przyglądał im się z tego samego powodu, mamrocząc co chwilę wściekłe słowa, gdy ktoś odważył się dotknąć jednego z nich. Bawili się już kilka godzin bez żadnych spięć, co, według niektórych zebranych, było rekordem. Daga, mimo że był szczęśliwy, zaczął odczuwać zmęczenie. Usiadł więc sobie w kącie i z delikatnym uśmiechem patrzył na tłum gości. Nie zauważył, że nie
jest tutaj sam.
-Solenizant nie powinien siedzieć w kącie. - odezwał się cichy głos tuż przy jego prawym uchu. Aż podskoczył z wrażenia.
-Jestem zmęczony.- popatrzył na młodego czarnoskórego mężczyznę.
-Tak, takie przyjęcia potrafią człowieka wykończyć. - zgodził się nakrywając dłoń Daga swoją. - Założę się, że wolałbyś bawić się teraz z przyjaciółmi.
-Wybieramy się nad morze za tydzień.- odpowiedział, ale czuł się w towarzystwie nieznajomego coraz gorzej.
-Wspaniale.- uśmiechnął się mężczyzna. – Myślę, że wyglądałbyś bardzo kusząco tylko w samych bokserkach w blasku słońca. – oblizał pożądliwie wargi.- Nie to, żebyś teraz nie nadawał się do schrupania.
- Muszę wracać, będą się o mnie martwić.- przestraszony jego natarczywością wstał gwałtownie.
-Przecież jesteś na sali.- niespodziewanie złapał go za biodro i pociągnął na kolana.- Mówią, że wciąż jesteś nietknięty... to jak mit. Syn Voldemorta, najpotężniejszy czarodziej na świecie...
-Właśnie. - Daga nagle przypomniał sobie o swojej mocy.
-Podobno masz dwóch towarzyszy....może w tym problem.- zaczął wodzić rękami po jego klatce piersiowej. W Dagę jakby diabeł wstąpił i nagle wszyscy usłyszeli głośny huk z kąta, a chłopiec znalazł się w ramionach towarzyszy i ukrył twarz w szerokiej piersi Azazela.
-Kochanie, co się stało?- Zapytał zdziwiony Elvern.
-Chcę już iść. - popatrzył na niego dużymi oczami pełnymi łez.
-Oczywiście, skarbie. – zaniepokojony Azazel pocałował go w czoło i przekazał elfowi, po czym wyszedł na podium.
-Koniec przyjęcia! - Ryknął zły. Wszystkie oczy zwróciły się na niego i przez kilka sekund nikt się nie poruszył. Po czym goście w szybkim tempie zaczęli wychodzić, żegnając solenizanta i jego rodziców. Tom i Syriusz podeszli do syna, który wciąż nie wyglądał najlepiej.
-Chcesz nam coś powiedzieć?- Zapytał zatroskany Tom.
-Nie.- uśmiechnął się do taty.- Ale może otworzymy prezenty?- Elvern postawił go na ziemi.
-Oczywiście.- Syriusz poprowadził go do ogromnego stołu. Tom starał się nie myśleć o tym, co chodzi po głowie pozostałym. Musiał pogodzić się z tym, że jego syn w końcu połączy się z Towarzyszami, co nie znaczyło, że miał ochotę się nad tym zastanawiać.
-Kochany, chodź.- Azazel objął Elvena.- Musisz mi pomóc.
-Z przyjemnością. - mężczyzna uśmiechnął się do niego, wspiął się na palcach i pocałował przelotnie w usta, po czym pociągnął go w stronę sypialni. Daga zajmie się jeszcze jakiś czas prezentami, ale i tak mają mało czasu, a wszystko musi być idealne. W końcu nie codziennie trzy odrębne części łączą się w jedno. A on sam miał już dawno ochotę utrwalić połączenie z Azazelem. Teraz to już nie będzie konieczne.