Mężczyzna w czerni ukryty za najbliższym murem obserwował dość osobliwą scenę rozgrywającą się w
środku nocy na mugolskiej ulicy.
Spośród kilku osób stojących przed domem numer cztery, najbardziej w oczy rzucał się półolbrzym z
małym dzieckiem na ręku. I to właśnie jemu intensywnie przyglądał się mężczyzna.
Bynajmniej nie chodziło mu o olbrzyma. Ważne było dziecko. Rozkazy, które
dostał, były proste. Upewnić się, że chłopcu nic się nie stanie.
Coś zaczęło się
dziać. Śpiące dziecko zostało przekazane staremu mężczyźnie — Albusowi
Dumbledore’owi. Ten wziął chłopca na ręce, przeszedł przez niski płot i położył
małe zawiniątko na progu domu. Obok umieścił list, który według niego miał
wyjaśnić wszystko ludziom, pod dach których miała trafić ta biedna sierotka.
Ukryty mężczyzna
zazgrzytał zębami ze złości i zacisnął pięści. Nie było to zachowanie
w stylu dumnego Lucjusza Malfoya, jednak tym razem opuścił zwykle ukazywaną światu maskę i dał upust emocjom. Przez zaciśnięte zęby mamrotał
przekleństwa pod adresem Dumbledore’a. Dyrektor Hogwartu skutecznie
zmanipulował pozostałe osoby tak, aby pozwoliły mu na pozostawienie
czarodziejskiego dziecka w domu zupełnie obcych im mugoli. W dodatku tych
najgorszego gatunku, którzy nie znosili wszystkiego, co niezwykłe.
Gdy Harry Potter
został położony na progu, niczym zwykły podrzutek — kobieta i olbrzym zniknęli.
Pierwsze z cichym "pop", drugie odleciało na wielkim motocyklu.
Starzec przez chwilę patrzył na dom, po czym machnął różdżką manipulując
wspomnieniami mieszkańców. Bardzo z siebie zadowolony oddalił się chwilę później nucąc cicho pod nosem.
Lucjusz odczekał jeszcze, aż ten zniknie za zakrętem i wyszedł z ukrycia.
Ostrożnie, z grymasem odrazy na twarzy, podszedł pod dom i spojrzał na śpiące maleństwo. Na buźce dziecka widać było ślady łez i zimna. Na szczęście spało. Malfoy pochylił się i podniósł chłopca, który szukając ciepła wtulił się w niego przez sen. Nieznaczny, ale przyjazny uśmiech zagościł na twarzy mężczyzny. Przytulił dziecko do siebie i machnął różdżką neutralizując w pewnym stopniu poprzednie zaklęcie, po czym i on zniknął w mroku nocy.