czwartek, 3 stycznia 2013

Rozdział 87

Artur nie tak to sobie wyobrażał. Był przekonany, że po prostu uda mu się porozmawiać z synami i zaczną sobie wszystko powoli wyjaśniać i może ich odzyska.

Ale gdy stanął na miejscu spotkania, otoczyły go postacie w czerni i zamroczyło go tak, że pierwsze co zobaczył, to zgromadzenie milczących postaci, wpatrujących się w niego z podwyższenia. Kilka miejsc było jeszcze wolnych i Artur domyślał się, że czekają na pozostałych, nim zaczną, cokolwiek sobie zaplanowali z nim zrobić.

Domyślał się, gdzie jest i dlatego szukał wzrokiem chociaż przebłysku płomiennych włosów, wystających spod kapturów.

Drzwi znów się otworzyły i trzy ostatnie osoby zasiadły na swoich miejscach w kompletnym milczeniu. Artur przełknął ślinę. Teraz dopiero zaczął się bać. W końcu ktoś się poruszył i wstał.

-Czego tu chcesz?- Zimny, cichy głos niemal go zmroził, ale nikt inny nie wykonał żadnego ruchu.

-Ja... chciałem tylko zobaczyć moich synów.- głos mu się załamał.

-Są teraz twoimi wrogami. Obrałeś inną ścieżkę.- mężczyzna powoli zaczął iść w jego stronę.

-I żałuję.-przyznał tym razem już trochę pewniej.

-Za chwilę wszystkiego się dowiemy.- jedna z postaci podeszła do stojącego przed nim mężczyzny i podała mu fiolkę.- Zadam ci jedno pytanie.- siłą zmusił go do otwarcia ust, ale nie otworzył podanego naczynia.- Zastanów się dobrze nad odpowiedzią. Ta trucizna zabije cię w przeciągu sekundy... Dziś nie używamy tortur.- mężczyzna pozwolił sobie na cichy śmiech, a po sali przebiegł pomruk, który ucichł od razu, gdy ten spojrzał na zebranych.- Czy jesteś w stanie poświęcić wszystko, co do tej pory znałeś, by zobaczyć swoje dzieci? Czy przysięgniesz nam?- Artur wiedział, że jeśli skłamie, pożegna się z życiem, ale wiedział też, że musi zmienić to, co działo się w jego rodzinie przez tyle lat. Tej decyzji nie może żałować tak, jak tej podjętej kilka lat temu.

-Tak.- odpowiedział, patrząc w miejsce, gdzie mężczyzna miał głowę. Był niemal pewny, że przemawia do samego Voldemorta.

-Synu?- Zwrócił się do tłumu i niewysoka postać wstała.- Powiedz mi, czy on kłamie?- Daga miał wsparcie dwóch towarzyszy i to oni szeptali mu do umysłu, by nie skrzywdził niewinnego człowieka.

-Nie, on mówi prawdę.- odpowiedział pewnym głosem i usiadł z powrotem. Dla niego było to duże przeżycie, ale wiedział, że tata, mimo że postraszył więźnia, nic by mu nie zrobił. Tym bardziej, że on i Draco byli obecni.

-Bill, Charlie, Percy, Fred, George, wystąpcie.- Voldemort odsunął się, a na jego miejsce przyszli zawołani.- Ściągnijcie kaptury.- powiedział jeszcze i usiadł na dawnym miejscu. W sali znów podniósł się szum i Artur w końcu zobaczył, kto w niej siedzi. Poza Malfoyami i Lestrangerami rozpoznał jeszcze Severusa Snape'a, Syriusza Blacka i Remusa Lupina. Tych dwoje ostatnich tylko ze zdjęć. Co dziwne, Lupin patrzył tylko na George'a, a jego mięśnie gotowe były do walki w każdej chwili. Zobaczył też dwóch nastolatków. Jeden z nich był bez wątpienia chłopakiem Lucjusza, a w drugim z trudem rozpoznał ich młodego księcia, syna samego Lorda Voldemorta. Miał on w sobie tyle z Blacka, że nie mogło być inaczej, chociaż i on bardzo się zmienił...

-Wiem, że znasz większość i chyba nie jesteś zaskoczony.- tym razem odezwał się Syriusz. - Jest jeszcze z nami młodszy brat Rudolfa, Rabastan i jego kochanek Marut. Mój ukochany brat. A także syn, a z nim jego towarzysze, Azazel i Elvern.

-Wszyscy myśleli, że większość z was...

-Nie żyje.- wszedł mu w słowo Bill.- Większość z nas tak właśnie chce... do ścisłego kręgu brakuje dwóch osób: mojej żony i chłopaka Charliego, oni zostali z dziećmi.

-Jesteś żonaty?- Artur nie mógł uwierzyć, że aż tyle stracił,- A ty, Percy?

-Ciągle szukam.- posłał mu niepewny uśmiech.

-Zostawimy was samych. Lucjuszu, Elvernie, trzymajcie wartę.- Riddle wstał, a za nim pozostali. Tylko Lupin się nie poruszył i po sali poniosło się ciche warczenie. George podszedł do niego i się przytulił, po czym zaczął szeptać mu coś do ucha, a ten z każdą chwilą robił się spokojniejszy.

-Co was łączy?- Atrur przyglądał się jednemu z najmłodszych synów i zauważył, że teraz nie tylko ma dłuższe włosy, ale i przybyło mu troszkę kilogramów, szczególnie na brzuchu.- Nosisz jego dziecko.- domyślił się nagle.

-Tak, tato.- i on posłał mu uśmiech.- Kochany- zwrócił się do Remusa.- wrócę za chwilę i będę miał ochotę na kąpiel.- pocałował go w policzek. Mężczyzna, wciąż łypiąc groźnie na Artura, wyszedł.

-Tak bardzo was przepraszam.- dopiero teraz się rozkleił.- Wasza.... Molly, ona zupełnie postradała rozum. Wasz brat i siostra są tak okrutni i ja....na to wszystko pozwalam.

-Będzie dobrze.- Bill też miał łzy w oczach, ale położył rękę na ramieniu ojca.- Daga powiedział, że mówisz prawdę. Gdyby było inaczej, już byłbyś stracony. On dał ci szansę...

-Jest naprawdę tak potężny?- Zapytał ze zdziwieniem.

-Sam w sobie owszem, ale z mocą towarzyszy nikt nigdy go nie pokona, o ile będzie tego chciał.- wtrącił Charlie.

-Ale jego wojna nie interesuje.- zapewnił Percy.

-Tato, czy chcesz poznać swojego pierwszego wnuka?- Bill uznał, że na takie rozmowy będzie jeszcze czas. Teraz chce po prostu pochwalić się rodzicowi.

-Masz syna?- Artur znów płakał, tym razem ze szczęścia.

-Ma tylko pół roku.- uśmiechnął się.- Poznasz też moją żonę i Ernesto.

-Tak, on i ja mamy zamiar się pobrać.- Charlie uśmiechnął się na tą myśl.

-Dziękuję wam za szansę.- mężczyzna w końcu wstał i udał się za dawno nie widzianymi dziećmi.




Daga i Draco siedzieli sami w kuchni i obserwowali Skrzaty, pijąc kakao.

-Dasz wiarę?- Odezwał się w końcu Malfoy.

-Ja tam się cieszę.- Daga spojrzał na przyjaciela.- To żaden podstęp, a wiesz jak to jest... a nie, ty nie wiesz.- zreflektował się.

-Tak i dobrze, że zmądrzał, ale czemu teraz?- Draco był dość podejrzliwy.

-A nie możesz się po prostu cieszyć?- westchnął ciemnowłosy chłopak.- Dziwne jest to, że nie bardzo pamiętam wyjście do klubu.

-Co?- Przyjaciel niemal podskoczył.

-Byłem tam i wiem, że tańczyłem z Elem i kurcze... Zresztą może wypiłem... Wiem też, że ktoś złapał mnie za pośladki no i... Aza, po raz pierwszy robiliśmy to sami.- tym razem się nie zarumienił.

-I jak wrażenia?- Postanowił nie drążyć tematu zaników pamięci, ale później zwróci się do kogoś. Może to nic groźnego, nie mniej jednak się martwił.

-Nie będę porównywał... to wszystko jest cudowne, inne, ale cudowne.- Daga na chwilę się rozmarzył.

- Jesteś beznadziejny.- westchnął i uchylił się tylko o ułamek sekundy przed łyżeczką nadlatującą w jego stronę.

Po chwili po prostu obaj wybuchnęli śmiechem.