czwartek, 15 grudnia 2011

Rozdział 11

Miesiące mijały powoli.
Niestety rytuał nie udał się tak jak się tego spodziewali i Daga nie odzyskał pełnej mocy, właściwie to nie miał jej prawie wcale. Azazel stara się z całej siły zachowywać się jak wcześniej ale ból wzmagał się z każdym dniem dlatego zaczął unikać Daga. Co oczywiście było przyczyną wielu kłótni i płaczu, co powodowało wyrzuty sumienia u mężczyzny i paradoksalnie większy ból tym razem w sercu.

Do świąt został już tylko tydzień. We dworze przygotowania szły pełną parą. Narcyza bardzo chciała włączyć Daga w przygotowania bo był ostatnio bardzo przygnębiony. Kobieta nie powiedziała nic nikomu ale obserwowała i Daga i Azazela, coś było z nimi nie tak. Zwykle mężczyzna  nie mógł się oderwać od chłopca, ale teraz gdy Daga wchodził do pokoju ten najczęściej wychodził. Obaj byli smutni i małomówni.

-Azazelu chcę z tobą porozmawiać- Narcyza znalazła mężczyznę w jednym z opuszczonych pokoi
-Słucham?- nie podniósł na nią wzroku
-Co się dzieje Daga jest taki smutny- to oczywiście wywołało natychmiastową reakcje, tylko że zatrzymał się w połowie i znów wrócił na swoje dawne miejsce- O tym mówię
-Narcyzo, ja nie mogę...- schował twarz w dłoniach
-Zrobiłeś coś!?- Kobieta zaczęła wyobrażać sobie wszystkie najgorsze rzeczy które mogły się wydarzyć między zakochanym dorosłym mężczyzną a małym chłopcem
-To nie tak. Nie mogę na niego patrzyć
-Nie rozumiem
-To nic, minie
-Nie bardzo obchodzi mnie to co się z tobą stanie ale Daga dłużej tego nie zniesie i ty dobrze o tym wiesz
-Postaram się- wstał i wyszedł zostawiając kobietę jeszcze bardziej zdezorientowaną

Daga siedział w swoim pokoju i patrzył w okno. Nie miał już siły płakać. Robił to niemal ciągle od kilku miesięcy. Wszystko w jego życiu było nie tak i było coraz gorzej. Teraz nawet stracił Azazela i nie wiedział dlaczego. Wiele razy budził się w nocy z płaczem albo krzykiem po jakimś koszmarze i jedyne co chciał zrobić to pobiec do pokoju obok i położyć się obok ukochanego czując silne opiekuńcze ramiona ale już nie mógł z jakiegoś powodu mężczyzna go odtrącał.
-Skarbie?- Azazel niepewnie uchylił drzwi
-Co?- nie odwrócił się
-Ja przepraszam- nie wszedł jednak do środka, ale jego głos był pełen bólu
-Czemu?
-Zrobiłem coś bardzo głupiego
-Dlatego mnie unikasz?- W końcu spojrzał na mężczyznę
-Tak- odważył się wejść trochę dalej i zamknął za sobą drzwi
-A co takiego?- Daga skrzyżował ręce na piersi
-To ma związek z moją wyprawą. Wtedy mój przyjaciel dał mi coś...
-Żebyś mnie unikał?
-Kochanie, byłem chory, wciąż jestem ale teraz gdy znajduję się blisko ciebie....To boli
-Co!?- Daga zbliżył się do towarzysza a ten zrobił krok do tyłu
-Nie krzycz. Musiałem..
-Nie, nie musiałeś! mówiłem ci przecież!
-Nie wiesz jak to jest. Ta chęć żeby po prostu porwać cię w ramiona i już nigdy nie wypuszczać. Chęć całowania dotykania pieszczenia. Zrozum, to jest to czego pragnę i czego mieć nie mogę, a wcześniej było zbyt łatwe dla mnie do wzięcia
-Więc sprawiam ci ból? Tego chciałeś?
-To była moja decyzja
-A ja? Zostawiłeś mnie- Daga był wściekły ale nie na Azazela, na siebie. Po pierwsze znów płakał a po drugie był samolubny i dopiero teraz zdał sobie z ego sprawy
-Nigdy maleńki- mężczyzna zrobił krok ku chłopcu i przytulił go do siebie, ten jednak odsunął się
-Nie chcę żeby bolało
-Cichutko, nie martw się- pochylił się i pocałował go lekko
-Kocham cię wiesz?- Daga oplótł szyję mężczyzny rękami a nogami jego biodra
-A ja ciebie. Zrobiłbym wszystko...-usta chłopca przykryły jego własne
-Zrobiłeś. A teraz ja zrobię dla ciebie- zsunął się na podłogę
-Co chcesz zrobić?- Azazel patrzył troszkę rozbawiony na ukochanego
-Eliksir, żeby nie bolało. Tęsknię za tobą. Bałem się. Czasem budziłem się w nocy...
-Jaki ja byłem samolubny skarbie. Wybacz. Teraz już będzie dobrze
-Wiem- Daga uśmiechnął się szczerze po raz pierwszy do miesięcy

Azazel od godziny próbował skontaktować się z Balamem, ale bez skutku
-Coś ty do cholery zrobił!- Krzyknął ciskając krzesłem przez pokój
-Tylko to czego chciałeś- spokojny głos przyjaciela dobiegł z ciemnego kąta
-Nie, reakcja była zbyt silna. To nie tak miało być
-Im bardziej go pragniesz tym reakcja jest silniejsza-  Balam wszedł w strugę światła padającą przez okno
-On tego nie zniesie
-On czy ty?- Upadły anioł był coraz bardziej rozbawiony
-Wiesz właśnie w tej chwili mam ochotę cię zabić- Azazel opadał na fotel
-Wiem. No dobrze czego teraz chcesz?- również usiadł
-Zmień to
-Nie mogę. Już raz naruszyłem naturalny porządek...
-Więc co?
-Nie przerywaj- upomniał go spokojnie- Jeśli on będzie chciał kontaktu nic się nie stanie. Myślałem że do tej pory go odkryłeś. A wiem że jest chętny
-Podglądałeś?!- Zirytował się
-Po prostu staram się mieć na ciebie oko. No i zawsze możesz zwrócić się o pomoc do Lilith
-A wiesz gdzie ją spotkać?
-Gdybym to wiedział miałbym teraz spokój- uśmiechnął się do niego
-Zawsze byłeś taki irytujący?
-Tak. Myślę że tak- wstał ze swojego miejsca- Życzę ci szczęścia przyjacielu. A jak już ją znajdziesz to powiedz, żeby łaskawie ruszyła ten swój kościsty tyłek i odwiedziła starego zapomnianego Balama- po tych słowach zniknął.
Azazel jeszcze chwilę siedział bez ruchu i myślał o słowach przyjaciela. Po czym wstał i udał się do sypialni Daga. Był pewien , że chłopiec już śpi, ten jednak gdy tylko usłyszał otwieranie drzwi otworzył oczy
-Chodź do mnie- szepnął- utrzymasz z daleka koszmary
-Z przyjemnością kochanie- Azazel położył się obok chłopca a ten od razu się w niego wtulił. Balam miał racje eliksir powoli zmieniał swoje działanie. Teraz może być już tylko lepiej.