czwartek, 5 lipca 2012

Rozdział 46

Azazel obudził się z okropnym bólem wszystkich części ciała. Najgorzej jednak bolało go serce.
Nie był nieprzytomny, Lilith nie była tak miłosierna.
Dzięki zaklęciu, które na niego rzuciła, nie tylko czul ból swoich towarzyszy, ale i widział jak bardzo są nieszczęśliwi. Mimo to, nie mógł zmienić zdania.
To cierpienie kiedyś minie, a on tylko sprowadzałby na nich coraz gorsze. I nie obchodziło go, jak bardzo pragnął znaleźć się obok małego ślicznego Daga i przystojnego Elverna. Jak bardzo jego ciało rwało się, by dotknąć ukochanych. Jak on sam cierpiał w każdej sekundzie. Jak tęsknił.
-Dalej zamierzasz to ciągnąć?- Zapytał Balam podając mu kubek.
-Tak. Nie zmienię zdania.- upił łyk gorzkiego płynu i skrzywił się.
-Nawet jeśli ci powiem, że nie ryzykujesz tylko własnego życia, ale także ich- usiadł na przeciw przyjaciela.
-Balamie...- zaczął zmęczony.
-Teraz mnie posłuchaj. Przez lata ty i Daga byliście sami, bo był on jeszcze dzieckiem. Elvern został wezwany, bo Daga dorasta. I tak, jeszcze przez kilka lat poradzą sobie sami. Minus niebezpieczeństwa, bo elf nie ma twoich zdolności i przecież może mu się nie udać. Pomijając to, gdy Daga skończy 16 lat, nie poradzą sobie sami. Ty ich dopełniasz. Azazelu, to będzie męka. O ile uda im....
-Zamilcz! Myślisz, że nie wiem o ryzyku!? Ale już nie potrafię. Tyle razy przez moją głupotę Daga omal nie zginął.- po tych słowach się rozpłakał. Balam przez chwilę siedział nie wzruszony, by po chwili objąć przyjaciela.

Evlern wraz z ukochanym znaleźli się w górach
-Ja wiem, że to nie dużo-. cichy szept elfa wywoływał u chłopca niemal płacz. Było tu pięknie, ale nie za widokiem tęsknił. A i mężczyzna odczuwał to samo
-Podoba mi się tu.- uśmiechnął się do ukochanego i przytulił jeszcze mocniej.
-Cieszę się.- pocałował go- Posłuchaj. To, że odszedł....
-Nie chcę już nigdy o nim mówić.- nie płakał, ale jego głos stawał się coraz zimniejszy- Obiecał, że nigdy mnie nie zostawi. Kłamał, dlatego już dla mnie nie istnieje.
-Masz rację skarbie. Poradzimy sobie.- tym razem pocałował go w usta i uśmiechnął się troszkę bardziej szczerze.- To na co masz ochotę?
-Umiesz jeździć na nartach?- Elvern kiwnął głową.- Bo ja zawsze chciałem się nauczyć.
-A więc nie traćmy czasu- mężczyzna wiedział ,że jeśli nie zapewni chłopcu tego, czego zapragnie, a na jego twarzy choć na kilka sekund zagości smutek, pęknie mu serce

Dumbledore uśmiechał się do listu, który dostał dziś rano. Byli tacy którzy przestali go doceniać, bo tyle razy plany wzięły w łeb i dzieciak mu się wymykał.
Ale dziś rano dostał wieści, że towarzysz go opuścił. Teraz jest sam i bezradny. Gdyby tylko wiedział, gdzie się znajduje.
To jednak tylko kwestia czasu.
-Widać, że to dobre wieści.- odezwał się Knot.
-Jak najbardziej, Korneliuszu. Widzisz, nasz mały uciekinier został zupełnie sam.
-A więc i jego anioł miał go dość.- oparł brodę na ręku- Trzeba go tylko znaleźć i będzie nasz.
-To już nie będzie takie trudne. Jego magia będzie najsłabsza w Święto Duchów. Wtedy gdziekolwiek będzie, wytropię go.
-Tylko pamiętaj o naszej umowie.- minister wstał.
-Oczywiście, że pamiętam-powiedział i spojrzał na mężczyznę takim wzrokiem, że ten nie zwlekał już z opuszczeniem gabinetu. Ale i on był bardzo zadowolony.
Dumbledore może sobie wziąć jego moc. On zdobędzie coś lepszego. Stworzy sobie idealne dziecko, z jego umysłem i wyglądem młodego Riddla. A jeśli do tego dojdzie potężna moc Voldemorta, nic i nikt nie pokrzyżuje jego planów. Bo do tej pory Dumbledore już dawno będzie gnił pod ziemią.

-Kochanie, uważaj!- Krzyknął Evlern, ze strachem patrząc jak chłopiec w szalonym tempie zjeżdża w dół prosto w ogromną zaspę. Tylko, że nie miał się jak zatrzymać. Nie miał tak silnej magii, by zatrzymać go z tak ogromnej odległości. Zaczął więc biec.
Serce waliło mu jak szalone. Nogi niosły szybciej niż zwykle...i udało mu się. Zatrzymał go tylko kilka centymetrów przed zderzeniem.
-Skarbie, malutki, nic ci nie jest?- Wziął go w ramiona i zaczął szukać najmniejszej oznaki zranienia.
-Wszystko dobrze- uśmiechnął się do niego- Ale chyba raczej nie będę jeździł.
-Po prostu bałem się, żebyś niczego sobie nie zrobił- ukląkł i ściągnął mu narty- Zimno ci.- stwierdził po chwili.
-Troszkę, ale chcę tu jeszcze zostać.- przyznał głaszcząc go po policzku.
-Jesteś pewny?- Mężczyzna nie był co do tego przekonany.
-Tak, jeszcze godzinkę.- powiedział i zaraz potem kichnął.
-Może jednak innym razem, skarbie- już zaczął się martwić o chłopca. Od dzisiaj ma mu zastąpić ich obu, a to nie łatwe zadanie. Już stał się nadopiekuńczy.
-Tak, innym.- przytulił się do niego i zamknął oczy. Byli tu już od ładnych paru godzin i Daga robił się śpiący.
Elvern już nic nie powiedział, tylko przeniósł ich z powrotem do szkoły.
Mimo że trwało to sekundy, ukochany spał już w jego ramionach. Z lekkim uśmiechem rozebrał go więc i położył do łóżka.
Przez chwilę patrzył na niego nie ruszając się z miejsca. Wiedział, że za jakiś czas zaczną się koszmary i że być może żaden z nich nie dożyje wakacji. Dlatego będzie musiał wziąć to, co jest mu dane i w duszy przeklinać Azazela za los, na jaki ich skazał.
A jeszcze wczoraj wszystko było takie wspaniałe. Odnalazł towarzyszy, a na wspomnienie połączenia wciąż robiło mu się gorąco.
Jednak, gdy tylko zorientował się, że Daga porusza się niespokojnie na posłaniu, ściągnął ubranie i położył się obok ukochanego biorąc go w ramiona.
Sam zaczął cicho płakać jednocześnie szepcząc ukochanemu do ucha, że wszystko będzie dobrze.

Nie wiedział, że w innym wymiarze, w jaskini oddalonej od ludzi jak tylko to możliwe, Azazel krzyczał z bólu, a z jego oczu płynęła krew. Anioł był pewny, że kończy swoje życie tu i to tylko kwestia godzin nim znajdą go strażnicy jego świata i powróci tam zapominając o wszystkim.  Lub, co gorsza, pozwolą mu cierpieć za zdradę jakiej dokonał setki lat temu.


#################################################################################
Beta Seya. (moje lenistwo się kończy i jak najszybciej wprowadzą Twoje poprwaki. Dziękuję)