Daga nie miał dziś co ze sobą zrobić.
Wszyscy zdawali się być bardzo zajęci, nawet wujek Regulus wybrał się gdzieś rano z dziećmi, a wujka Severusa nikt nie widział od dwóch dni, bo siedział zamknięty w laboratorium i nie wpuszczał nikogo.
Jego rodzice przeżywali drugą młodość i nie chciał im przeszkadzać. Najgorsze, że jego ukochani towarzysze też jakimś nieszczęśliwym trafem nie mogli poświęcić mu chwili.
-Daga!- To był Blaise.
-A co ty tu robisz?- Zapytał wpadając przyjacielowi w ramiona. Był jednym z nielicznych, którzy nie mieszkają na terenie posiadłości.
-Uprosiłem mamę, żebym mógł zostać. A coś ty taki markotny?- Wyższy chłopak przyjrzał mu się uważnie.
-A nic... taki dzień.- nie chciał go męczyć i tak by nie zrozumiał.
-Ale przecież... czy wy nie powinniście się połączyć?
-I owszem.- przyznał Daga uśmiechając się błogo.- Ale to nie znaczy, że musimy spędzać każdą chwilę razem.
-Słuchaj... a może ty tak... Daga, kiedy ostatnio byłeś poza rezydencją?- Blaise wpadł na szalony pomysł.
-Cztery lata temu.- przyznał chłopak trochę zmieszany.
-No to chodź... na Pokątnej nikt nie sprawdza nikogo, a ty... nie obraź się, jesteś śliczny i w ogóle, ale specjalnie nie rzucasz się w oczy.
-Dzięki.- Daga po prostu roześmiał się. - Ale masz rację... przecież potrafię się bronić i....nigdy w sumie mi nie zabronili.
-To chodź.- Blaise wziął go za rękę i weszli z powrotem do salonu.
Ulica Pokątna bardzo się zmieniła. Teraz nie była już taka kolorowa i radosna, jaką ją zapamiętał... i było tam mniej ludzi. Daga, gdy tylko się na niej pojawili, zaczął powoli żałować.
-Haj, w porządku?- Zapytał przyjaciel.
-Tak.- posłał mu dość niepewny uśmiech.
-To może Nokturn? Tam jest teraz dużo lepiej... są specjalne zabezpieczenia, Ministerstwo już tam nie wchodzi. Podobno się boją.
-Ok, zobaczmy tam.- młody Riddle nie chciał wyjść na mięczaka, ale coraz mniej mu się to wszystko podobało, dlatego też dla pociechy sięgnął do umysłów ukochanych, co ogromnie polepszyło mu humor.
-Tylko pamiętaj, nie zdradź się ... może powinniśmy udawać parę...tak dla bezpieczeństwa.- Blaise tylko głośno myślał, ale to jeszcze bardziej nie spodobało się Daga.
-Aha...- posmutniał jeszcze bardziej.
- Daga... chłopie, to nie tak.- uśmiechnął się do niego.- Przyznaję, że gdyby było inaczej, to oczywiście, że tak, ale po pierwsze jesteś moim małym braciszkiem- na potwierdzenie tych słów objął go opiekuńczo ramieniem na wysokości barków.- a po drugie wiesz, życie mi całkiem miłe i nie szukam jeszcze poważnego związku, a ty zasługujesz tylko na taki,- pocałował go w policzek i wprowadził do jednego z barów.- A teraz napijmy się.
-Bardzo chętnie.- na to mógł przystać. Usiedli więc w rogu sali i zaczęli obserwować innych. Z czasem zaczęli wymyślać śmieszne historie o każdym, nowo wchodzącym kliencie.
Godzinę później Blaise zaproponował coś innego niż tylko Piwo Kremowe. Stwierdził, że potrzebują czegoś mocniejszego i poszedł po Ognistą Whiskey. Nie powinien był oczywiście zostawiać Daga samego, ale bar był na tyle mały, że w razie czego miał go na oku i był gotowy pomóc.
-To twój chłopak, śliczny?- Zapijaczony głos odezwał się tuż obok jego lewego ucha, ale Daga postanowił go ignorować. Wiedział przecież, że nie powinien rozmawiać z pijakami. Miał też szczęście, że nie stracił przyjaciela z oczu.
-No, śliczny, jak on mógł cię samego zostawić.- zapijaczony czarownik dosiadł się nagle do niego i zbladł.- Wybacz, Panie.- szepnął i nagle otrzeźwiał.
-Słucham?- Blaise doszedł w końcu do stolika.
-Nie powinno was tu być.- mężczyzna wstał.- Zwłaszcza ciebie, Panie.- zwrócił się do Daga i odszedł.
-Chcesz iść?- Blaise zapytał przyjaciela.
-Nie.- uśmiechnął się do niego przekornie.- Przecież nic się nie dzieje.- i upił łyk Whiskey.- A ja nie będę całe życie grzecznie siedział w domu.
-I to mi się podoba.- chłopak zawsze wiedział, że młody książę ma w sobie bunt, trzeba było go tylko wydobyć i może zyskać nowego towarzysza zabaw.
Po dwóch godzinach obaj byli już nieźle pijani i we wspaniałych nastrojach. Okazało się, że Daga ma dość mocną głowę i upija się na bardzo wesoło. Zaczął nawet śpiewać i teraz wszystkie oczy zwrócone były na nich. A pjaczkowie wystukiwali rytm i nie raz wtórowali chłopakowi.
-Daga, idziemy.- zarządził w końcu Blaise, ocierając łzy rozbawienia z oczu.
-Nie chcę!- Przyjaciel wyrwał mu się z uścisku tak niefortunnie, że oblał się piwem i przerwrócił.
-Musimy.- podniósł go, wykazując tony cierpliwości, o jakie siebie nie posądzał.- W domu wszyscy się martwią, a nie chcesz rozzłościć Azazela.
-Chcę, on się mną nie przejmuje.- i już otworzył buzię, by zacząć reczital, ale przyjaciel był szybszy i po prostu przeniósł ich do twierdzy.
Miał jednak pecha, bo nie znaleźli się w jakimś ustronnym pokoju, żeby Daga chociaż trochę doszedł do siebie, tylko wylądowali niemal u stup czworga mężczyzn, których Blaise nie chciał teraz spotkać za wszelką cenę.
-Witamy panie, Zabini.- odezwał się Tom.- Zechce nam pan powiedzieć, co stało się z moim synem?
-Bo wie pan....- zaczął chłopak zmieszany.
-Tatusiu!- Daga wpadł ojcu w ramiona wciąż bardzo podchmielony i wesoły.- Byłem na Pokątnej i było tyle ludzi... podobało im się, jak śpiewam....
-Cieszę się, kochanie.- Elvern uśmiechnął się do niego i pogłaskał po głowie.- Chodź do mnie.
-Nie.- przysunął się bliżej ojca i skrzyżował ręce na piersi.
-Blaise możesz nam powiedzieć, co się stało?- Syriusz był bardziej rozbawiony niż zły.
-Ja bardzo przepraszam.- odezwał się znowu, patrząc, jak przyjaciel jednak schodzi z kolan ojca i przenosi się na kolana Azazela, całując go siarczyście.- Wiem, że nie wolno opuszczać rezydencji, ale...
-Rozumiem.- Elvern uśmiechnął się do niego przyjaźnie.- Kochanie, wszystko w porządku?- Zwrócił się do młodego towarzysza. Ten tylko kiwnął głową, nie odrywając ust od szyi anioła, który udobruchany nic już nie mówił.
-Wiesz, że nie lubię tego robić.- westchnął Tom.- Ale chce się widzieć z twoja matką.... Przez ciebie Daga był w niebezpieczeństwie... nie mogłeś go bronić....
-Tato, cii....- odezwał się Daga.- Boli mnie głowa, a Blaise to mój przyjaciel, nic mu nie zrobisz.- ruszył na środek pokoju, potykając się o własne stopy
-Aniołku.- odezwał się Azazel, raz jeszcze biorąc go na ręce.- Blaise wie, co źle zrobił i należy mu się stosowna kara.
-Nie.- chłopak wyrwał się z objęć kochanka.- Jeśli go ukarzesz, to nie będę z tobą spał.- pokazał mężczyźnie język.- Ani z tobą.- zwrócił się do Elverna.- I... i... ucieknę z domu.- omiótł groźnym spojrzeniem czwórkę na wpół rozbawionych dorosłych i nagle usnął, pochrapując cicho, na co wszyscy zgromadzeni po prostu się roześmaiali.
-No dobrze.- Tom opanował śmiech, patrząc z czułością na syna.- Ale proszę cię nigdy więcej, nie bez obstawy,- zwrócił się do Blaise.
-Dobrze.- zgodził się chłopak i wyszedł.
-Zabiorę go do sypialni i poszukam Severusa.- elf wziął chłopaka na ręce.- Tylko pamiętaj, kochanie, Daga ma szesnaście lat.- pocałował Azazela i wyszedł. Dla niego normalne było, że ich młody kochanek będzie się buntował i on nie robiłby z tego tragedii. Aza jednak zawsze był nadopiekuńczy, a dokładając do tego paranoję Toma, dziwił się, że Daga wytrzymał tyle czasu będąc grzecznym.
Syriusz podzielał zdanie mężczyzny, ale i też miał pewność, że Tom ma sporo racji. Nie zamierzał karać syna i nie pozwoli, by mąż i ukochany Daga to zrobili. On sam w jego wieku przez to przechodził.
Tom i Azazel nie bardzo wiedzieli, co z tym zrobić. Oczywiście anioł widział w zachowaniu ukochanego korzyść i dla siebie, ale bezpieczeństwo było ważniejsze. Tom po prostu nie chciał, by Daga za szybko dorastał, a ostatnio działo się to w okropnym tempie i nie wiedział, czy nie jest już za późno na stworzenie dobrej relacji z jedynym, ukochanym dzieckiem.