wtorek, 10 lipca 2012

Rozdział 47a

Od zniknięcia Azazela minęło prawie trzy miesiące, a Daga i Elvern już się do siebie nie odzywali, nie mówiąc już o kontakcie fizycznym.
Ciągle jeszcze spali w jednym łóżku, ale niemal bez dotyku.
Nie potrafili też ze sobą rozmawiać, tylko czasem wymienili kilka zdań.
Daga w żadnym liście do domu nie przyznał się do niczego.  Oczywiście pochwalił się nowym towarzyszem, lecz ani przyjaciołom, ani rodzicom nie dał odczuć, jak bardzo jest nieszczęśliwy i  zmęczony.

Był piątkowy wieczór. Elvern czytał przy kominku, a Daga odrabiał lekcje na dywanie. Mężczyzna raz po raz spoglądał na chłopca ze smutkiem.
Chciał go dotknąć, tulić w ramionach, jednak za każdym razem gdy próbował po pierwsze słusznie mu się wydawało, że go rani, a po drugie, jego bolało również.
Do tej pory zdążył się dowiedzieć, że jego połączenie poszło nie tak, bo nie miał pierwszeństwa i pewnie nic by się nie stało, gdyby Azazel nie postanowił odejść. Wciąż jeszcze był na niego wściekły i coraz trudniej było mu tu być.
-Skarbie potrzebujesz pomocy?- Zapytał po jakimś czasie.
-Nie, dziękuję.- odwrócił się do niego i uśmiechnął smutno.
-Kochanie?- ukląkł obok chłopca- wiem, że jest ciężko.
-Nie, El, już ci mówiłem. Azazel dla mnie nie istnieje.- mówiąc to patrzył w książkę.
-A ja?- Niemal wyszeptał to pytanie podświadomie bojąc się odpowiedzi.
-Ja...- zmieszał się Daga- przepraszam, tylko, że ty i on...
-Ci... -po raz pierwszy od niemal dwóch miesięcy, gdy wziął go w ramiona, poczuł ulgę- Nasze połączenie było błędem.
-Ale to zrobiliście, a później on nas zostawił- chłopiec pozwolił sobie na łzy. Te słowa i płacz niemal złamały elfowi serce.
-To nie...- zaczął, ale krótki pocałunek skutecznie zamknął mu usta.
-Nie winię cię.- tym razem uśmiech był szczery i obejmował tak smutne i ciemne ostatnio oczka- To nie ty odszedłeś, nie poszedłeś za nim. Zostałeś i kocham cię.- zakończył całując go jeszcze raz. Tym razem jednak mężczyzna nie dał się zaskoczyć i po kilku sekundach przejął inicjatywę.
Objął chłopca jedną ręką w talii, drugą położył na biodrze i lizał delikatnie jego wargi prosząc o pozwolenie. Daga z ochotą rozchylil usta rozkoszując się doznaniem. Elvern całował nie mniej zachłannie i zaborczo jak Azazel, tamte pocałunki były jednak pełne dominacji, te jakby proszące.
Mężczynza wstał całując teraz szyjkę chłopca i słuchając rozkosznych jęków, jakie wydobywały się z jego gardła. Powolnym krokiem skierował się do sypiali, ale przystanął na chwilę, gdy ukochany wbił leciutko zęby w płatek jego ucha. Zadrżał z przyjemności i przyspieszył kroku, by jak najszybciej ułożyć coraz bardziej niecierpliwe ciałko na łóżku.
W końcu mu się to udało i obaj w mgnieniu oka, być może bardziej dzięki magii chłopca, byli nadzy.
-Skarbie, chcę żebyś się tym cieszył, nie rób nic- zawisł nad nim i pokrywał jego klatkę piersiową malutkimi całusami omijając sutki i pępek, za to drażniąc podbrzusze i ocierając się ramieniem o dumnie sterczący chłonek kochanka
-El, ja zaraz...- wyszeptał przerywanym głosem
-Ci... Już się tobą zajmę- raz jeszcze namiętnie pocałował go w usta i nagle wziął go całego do buzi.
Daga krzyknął z rozkoszy i zaskoczenia wyginając ciało w łuk i pchając biodra jeszcze bardziej ku mężczyźnie, co ten przyjął z uśmiechem  i zaczął poruszać językiem trzymając męskość ukochanego cały czas w ustach. Jedną ręką pobudzał siebie, a druga  wędrowała od jednego sutka do drugiego przyprawiając ciało kochanka o dreszcze. Daga zaciskał mocno dłonie na prześcieradle, ale niczego więcej nie był w stanie kontrolować. Jago ciało wiło się i wyginało. Gardło miał  suche od jęków i krzyków. Całe napięcie dawno odeszło w niepamięć i gdy poczuł, że usta i język oddalają się powoli.
-El? -wychrypiał. Jednak, zamiast odpowiedzi, raz jeszcze ciepłe usta wchłonęły go całego i to wystarczyło, by doszedł z piskiem, bo nie był w stanie już krzyczeć.
-Kocham cię.- mężczyzna usiadł mu na biodrach i patrząc w śliczną, spoconą, zaróżowioną twarzyczkę masturbował się przez chwilę. Daga otworzył oczy i spojrzał na kochanka. W tej samje chwili poczuł ciepłe nasienie rozlewające mu się na brzuch
-Ja ciebie też.- uśmiechnął się do niego i jeszcze raz zamknął oczy, ale z ust nie schodził mu błogi uśmiech. Elvern położył się obok chłopca. Porządnie ich obu wyczyścił, przykrył i zasnął szczęśliwy jak nigdy od długiego czasu.

Dumbledore patrzył z niedowierzaniem na pergamin, który właśnie wskazał mu lokalizację bachora. Akademia Słońca, tego się nie spodziewał, ale z drugiej strony miał tam przecież kogoś, kto był mu winien przysługę, więc w przyszłym tygodniu wszystko powinno się skończyć. Pozostał tylko jeden mały problem. Knot, odkąd dowiedział się o jego planach, postanowił mu przeszkodzić. I sam zastanawiał się, czemu na to nie wpadł. Nigdy nie było kogoś tak potężnego, by dać mu dziecko, aż do tej pory. Chłopak miał 12 lat, więc nie powinno być problemu. Uśmiechnął się do siebie i zaczął pisać nową listę tego, co ma przygotować.

Azazel wbrew wszystkim znakom na niebie i ziemi nie umarł. Nie zapadł nawet w  śpiączkę. Po prostu leżał bez ruchu przez długi czas karmiąc się cierpieniem własnym i towarzyszy. Nie mógł sam odebrać sobie życia, a ani Lilith, ani Balam nie dali się do tego namówić.
I właśnie teraz, gdy stracił wszelką nadzieję, poczuł inne emocje, jakby nowe życie wstępujące w Daga i Elverna. Uśmiechnął się lekko. Jego poświęcenie nie poszło na marne. Tylko że sekundy później wyczuł śmierć i zaraz potem zniknął ze swojego stałego miejsca i znalazł się w łazience ich pokoi w Akademii.
Było ciemno i cicho, a on nie mógł się nigdzie przenieść, chociaż próbował.
-No proszę.- usłyszał od progu zimny głos elfa i spojrzał w tamtą stronę. Elvern stał z rękoma założonymi na piersi w całej swej nagiej okazałości, wściekły i zdziwiony- A więc jednak wróciłeś.