niedziela, 11 grudnia 2011

Rozdział 10

Azazel pojawił się w twierdzy w nocy. Bezszelestnie przebył drogę z salonu do sypialni, zatrzymując się jednak przy pokoju Daga. Wiedział, że chłopiec już dawno śpi. Była prawie 2 w nocy.
Stał tak przez chwilę zastanawiając się czy wejście do środka, po kilku minutach zrezygnował jednak, dla własnego bezpieczeństwa. Nie widział go od kilku dni i teraz nie był w stanie się opanować.
Wszedł do sypialni i nie zapalając światła rozebrał się i wszedł położył się. W tej samej sekundzie poczuł, piekący ból całego ciała zaczynający się od lewego biodra i na tym miejscu właśnie się skupił. Gdy po chwili przyzwyczaił się do pieczenia i bólu zorientował się, że nie leży sam, zajrzał pod kołdrę i uśmiechnął się delikatnie. Daga spał przytulony do jego nogi, głowę miał położoną na jego biodrze, jedną nóżkę przełożył przez jego nie pozwalając mu się ruszyć.
Pogłakał go i chociaż zwykle długo zostawiał rękę na chłopcu, teraz szybko ją cofnął bo ręka zaczęła go palić. Eliksir podziałał, teraz był tego pewnie. Mimo tego, przysunął go do niebie i teraz leżał mu na piersi. Azazel skupił całą uwagę na ukochanym i dzięki temu ból zelżał trochę i mógł zasnąć.

-Aza?-usłyszał cichutki głos i ból na policzku powiększył się znacznie
-Kochanie..- pocałował go w czoło i otworzył oczy
-Czekałem i czekałem
-Cichutko, już jestem- objął go i syknął
-Co ci jest?- Daga oczywiście zauważył grymas na twarzy mężczyzny
-Nic skarbie- próbował się uśmiechnąć ale nie udało mu się to zbyt dobrze
-Kłamiesz- Daga zasmucił się i odsunął od towarzysza
-Aniołku, to nic ja po prostu miałem męczącą podróż- ujął go za ręką
-Opowiedz- przysunął rękę mężczyzny do swojego serca
-Spotkałem starego przyjaciela, pomógł mi, a sama przeprawa była ciężka i trudna, przez morza i góry
-Jesteś ranny- zaniepokoił się chłopiec
-Nie kochanie, po prostu zmęczony- tym razem uśmiech był całkiem szczery
-To śpijmy- przysunął się ufnie do niego i zamknął oczka. Azazel raz jeszcze tej nocy skupił energię na chłopcu i złożył delikatny pocałunek na słodkich usteczkach.
Był bardzo zmęczony, a ból nie chciał ustąpić

-Skarbie-Azazel pogłaskał Daga  po głowie sam nabawiając się migreny- Już rano wstawaj
-Nie chce- chłopiec odwrócił się na drugi bok i przykrył szczelniej
-Kochanie, za godzinę zaczynasz lekcje..
-Przecież nie mogę
-Zaczniesz od podstaw, Lucjusz znalazł jakiś sposób. Proszę idź się wykąpać, wiesz jaki jest niecierpliwy- musnął wargami niewielkie uszko
-A pójdziesz ze mną?- Daga wstał jednak niezadowolony
-Muszę dać się do ministerstwa, ale jak tylko wrócę spędzimy resztę dnia razem
-Ok- Daga pocałował go szybko i pobiegł do łazienki.

-Jeśli się nie mylę twoja magia może zostać przywrócona przez Rytuał Pokrewieństwa, bo jak wiesz magia przekazywana jest w rodzinie- Lucjusz siedział na fotelu w salonie z książką na kolanach i patrzył na chłopca siedzącego na podłodze przy kominku- niestety Tom jest nie osiągalny...
-Ale, przecież tata tu był- Daga podniósł wzrok na wujka
-Tylko jego duch i to jeszcze nie wystarczająco uformowany bo potrzebował śmiertelnego ciała. Do Syriusza nawet ja nie jestem w stanie się dostać bez rzucania zaklęcia na ministra, i nie wiem czy nie jest na tyle zdrowy by przekazać ci cokolwiek
-Wujek Regulus?
-Tak, Książę jest młodszym bratem twojego taty, myślę że to wystarczające pokrewieństwo
-Co trzeba zrobić?
-Na razie nic, bo trzeba czekać na niebieski księżyc, to jedyna tak magiczna noc, na szczęście jest równo za miesiąc
-A nauka?
-Na razie niestety będzie ci musiała wystarczyć teoria
-Czemu mi to zrobił?
-Daga, Dumbledore to zły człowiek, nie wiem co się dzieje w jego głowie. Jesteś byłeś bardzo silny magicznie może chodziło mu o moc
-A czemu zabił tatę?
-Te same powody. Pozatym Tom nie zginął, widziałeś go, jakąś część jego w każdym razie.
-Wujek Severus powiedział, że jeszcze przyjdzie
-Tak ale dopiero w święta- Wstał i podszedł do chłopca- No a teraz czas na trochę teorii- Podał mu ciężką książkę- Za tydzień zrobię ci z niej test- pogłaskał go po głowie- A teraz muszę już iść- Wyszedł z salonu  zatroskaną miną

Było już późne popołudnie gdy Azazel w końcu pojawił się w domu. Po kilku godzinach odpoczynku był gotowy, żeby znów być przy ukochanym. Zastał go w salonie płaczącego
-Skarbie?- Podbiegł do kanapy i wziął chłopca w ramiona, omal przy tym nie krzycząc z bólu- Co się stało?
-Nic- wyrwał mu się
-Kochanie...
-Kłamiesz, już mnie nie kochasz!
-Co ty....
-Obiecałeś, że wrócisz szybko, dopiero cię nie było!
-Wiem maleńki wybacz chcę być z tobą wiesz o tym- położył mu rękę na ramieniu, ale tamten ją strącił
-To czemu uciekasz?
-Nie robię tego- posadził go sobie na kolanach- Mam kilka spraw na głowie ale wolałbym być tu z tobą- otarł łzy z twarzyczki chłopca
-Na parawdę?
-Tak i nigdy już nie odejdę- zapewnił go całując
-Dobrze- przytulił się do niego i zamknął oczy ciesząc się ciepłem bijącym od ciała mężczyzny
"Sam tego chciałeś" w głowie Azazela niespodziewanie zabrzmiał głos Balama westchnął w duchu ciężko i zacisnął uścisk całując czarne włoski Daga.