sobota, 19 listopada 2011

Rozdział 4

Niepostrzeżenie nadszedł koniec sierpnia, a do wyjazdu do szkoły pozostał tydzień. Tak więc nie można było już odwlekać wycieczki na Pokątną, mimo że każdy, a zwłaszcza Regulus, chciałby tego uniknąć. Był też problem z opiekunami dla Daga, bo większość Śmierciożerców, była uznana za niebezpiecznych.
Azazel oczywiście odmówił pozostania w domu, choć wiedział, że będzie przyciągać natarczywe spojrzenia. Wreszcie, po długich naradach, zdecydowano, że Daga będzie towarzyszył Malfoy'om.

Na dwa dni przed pierwszym września wszystkie środki ostrożności, wraz z zaklinanym od dwóch miesięcy medalionem, były gotowe.

-Musimy odwiedzić sklep z miotłami- Draco przy śniadaniu co chwilę wymieniał miejsca na Pokątnej, które koniecznie muszą zobaczyć, a lista była już długa.- Daga, pospiesz się.- szturchnął przyjaciela łokciem tak, że herbata, którą ten właśnie zamierzał wypić, wylała się i oblała mu całe ubranie i stół
-Draco! Teraz muszę się przebrać.- popatrzył na większego chłopca z wyrzutem.
-To idź! Tylko szybko, bo za 10 minut idziemy, czy jesteś gotowy czy nie!- Daga uśmiechnął się do niego i wybiegł z kuchni do swojego pokoju.
-Azazelu!- krzyknął zaskoczony, gdy znalazł go w swojej sypialni.- Myślałem, że śpisz, nie byłeś na śniadaniu.- wtulił się w niego.
-Nie, kochanie, po prostu myłślałem.- posadził go sobie na kolanach i podrażnił nosem delikatną szyjkę chłopca.
-Tutaj?- Zdziwił się, i zachichotał, kiedy włosy jego towarzysza zaczęły go łaskotać.
-Tak, maleńki...Dlaczego jesteś cały mokry?- Dopiero teraz zauważył, że koszulka chłopca jest cała mokra i przykleja mu się do ciała. Na dodatek mały zaczął się trząść z zimna.
-To nic, tylko oblałem się przez Draco.- Daga machnął ręką i zaczął zdejmować koszulkę. Nagle poczuł ciepłe ręce na swoim brzuchu, powoli i delikatnie przesuwające się do góry. Azazel oddychał głęboko, próbując zebrać myśli i się opanować. Co nie było takie łatwe, bo Daga miał niesamowite łaskotki niemal na całym ciele i teraz też nie mógł usiedzieć spokojnie chichocząc cichutko i raz po raz drażniąc tyłeczkiem jego coraz bardziej nabrzmiały członek.
-Spokojnie aniołku- jedną ręką pogłaskał go po twarzy, a druga zawędrowała do lewego sutka dotykając go lekko, ale ten już sterczał, pewnie z zimna. Nagle, bez ostrzeżenia, odwrócił go ku sobie i pocałował zachłannie w usta rozchylając powoli jego wargi językiem i leciutko drażniąc podniebienie Daga. Ręce mężczyzny gładziły jego plecy schodząc coraz niżej, do linii spodni. Jedna z nich powędrowała na pupę, a druga, po raz pierwszy, odważyła się dotknąć członka chłopca, który wygiął się delikatnie i zamruczał. Azazel szybko cofną ręką i położył na swoim już dawno twardym i pulsującym boleśnie.
Usta całowały teraz twarzyczkę chłopca powoli schodząc w dół, ku szyjce. Lizał i ssał każdy centymetr delikatnego ciałka, który dostał sie pod jego usta. Po kilku szybkich ruchach ręki doszedł. I dopiero teraz jego umysł zaczął pracować poprawnie. Popatrzył na Daga. Miał zaciśnięte powieki, a piąstki ściskały wilgotną koszulę tak mocno, że aż kosteczki mu pobielały. Poczuł się okropnie winny, aż serce go zabolało i zapłakał w duchu.
-Kochanie?- Odezwał się po chwili cicho.
-Azazel.- podniósł oczka ku niemu i dopiero teraz mężczyzna zobaczył łzy.
-Maleńki, przepraszam. Przepraszam, to już nigdy się nie powtórzy.- zsadził go z kolan i uklęknął przed nim.
-To było miłe.- Daga pogłaskał małą rączką dużą dłoń mężczyzny spoczywającą na jego nodze.
-Aniołku, to było złe, jesteś jeszcze za mały.- potrząsnął głową.- Nie wolno ci o tym nikomu powiedzieć.
-Nasz sekret?- Zapytał z uśmiechem.
-Tak. Dlaczego płaczesz, kochanie?- Otarł łezki z policzków chłopca.
-Nie wiem.- zrobił śmieszną minkę i roześmiał się. - Muszę się ubrać, bo Draco chce już iść. Ty też chodź.- wstał i podszedł do szafy. Wyjął z niej czarny podkoszulek, założył i szybko wybiegł.

-No co tak długo?- Draco stał już przy kominku razem z rodzicami.
-A tak.- Daga pokazał mu język i sięgnął po proszek.
-Gotowi?- Zapytała Narcyza, gdy tylko Azazel zjawił sie w salonie.
-Tak!- Krzyknęli obaj chłopcy.
-To ruszamy.- Lucjusz pierwszy wszedł do kominka, a za nim wszyscy ruszyli na Pokątną.

Ulica była tego dnia wyjątkowo ruchliwa. Wszędzie pełno było rodzin z dziećmi kupującymi książki i szaty. Daga odruchowo złapał Narcyzę za rękę, bo Azazel z jakiegoś powodu trzymał się w pewnej odległości.
-Daga, maleńki, nie musisz się bać.- Narcyza uśmiechnęła się do chłopca.- Jesteśmy tu i będziemy ci chronić, a widzisz, że Draco chce ci pokazać tyle rzeczy. Idź z nim, my pójdziemy za wami.
-Dobrze, ciociu.- odpowiedział, chociaż nie był do końca przekonany.
-Chodź, zobaczymy nowe miotły.- Draco pociągnął go za rękę w stronę wysokiego budynku.
-Draco, najpierw załatwmy sprawy z listy.- Lucjusz zatrzymał syna.
-No dobrze.- Draco posmutniał na chwilę, ale po jakimś czasie uśmiechnął sie znowu.-Ale chcę dostać sowę.
-Dobrze.- Lucjusz poatrzył z czułością na syna.

Po 3 godzinach wszystko w końcu było załatwione i siedzieli teraz w lodziarni otoczeni nowymi szatami, książkami i oczywiście, różdżkami. U Oillvandera musieli spędzić trochę więcej czasu. Żadna różdżka zdawała się nie pasować do Daga. W końcu stary sklepikarz wyciągnął nigdy nie pokazywaną nikomu, specjalną różdżkę. Miał na tyle rozumu, że nie zrobił z tego dużej sprawy. W każdym razie chłopcy nie zorientowali się, że coś jest nie tak. Za to u Madame Malkin Azazel uciekł niemal na drugi koniec sklepu, by tylko uniknąć widoku Daga.
-Popatrz na nich.- Draco wskazał dużą grupę rudzielców.
-Są głośni.- Daga zatopił łyżeczkę w swoich lodach z bitą śmietaną i spuścił wzrok.
-Tak, to Weasleyowie.- powiedział Lucjusz.- uważajcie na nich.
-Czemu?- Zapytał Draco.
-To źli ludzie.- Narcyza z grymasem popatrzyła na siedzącą nieopodal rodzinę.
-Ciociu, czy oni pracują ze złym panem?- Daga też podążył wzrokiem ku nim.
-Tak, kochanie.- odpowiedziała dopijając kawę. Daga położył rączkę na ramieniu Azazela.
-Nie bój się, maleńki. Nic ci nie grozi.- wyszeptał mu do ucha.
-Wracajmy już.- Lucjusz spostrzegł, że Artur przygląda mu się podejrzliwie. Wstał, zapłacił i udał się do wyjścia, a reszta poszła za nim. Daga wtulił się w Azazela.
-Powinniśmy się deportować.- zasugerował patrząc na chłopca.
-Tak, masz rację, położył dłoń na ramieniu żony i wziął syna za rękę.
Po chwili znaleźli się w salonie.

Artur przyglądał się Malfoyowi i otaczającym go ludziom. Najbardziej rzucał się w oczy mały, ciemnowłsy chłopiec. Coś mu się w nim nie podobało, nie powiedział o niczym żonie, ale zainteresował się tą sprawą.

7 komentarzy:

  1. Rozdział jak zawsze wyśmienity i ta pikanteria z małym Daga i Azazela. Ciekawe co Artur wymyśli i czy od razu pobiegnie do dropsa wyczekuje kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałam pisać komentarze od samego prologu ale postanowiłam przeczytać wszystkie 4 rozdziały, które już wyszły. Moja opinia brzmi, że opowiadanie jest prze świetne szkoda, że ja nie umiem tak pisać. Będę pisała komentarze pod każdym rozdziałem. Pozdrawiam i dużo weny życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. TO JEST CUDNE! nie potrafię znaleźc słów aby to określic. Zabieram się za czytanie następnych! POzdro1

    OdpowiedzUsuń
  4. Opowiadanie ogólnie ciekawe ale nie podoba mi się to że jedenastoletni Harry nadal jest traktowany jak małe dziecko i na Dumbledora mówi zły pan. Ci dorośli powinni byli mu wszystko powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham to małe dopiero co odkryte cudo.z tego co zauważyłam jest tego 100 rozdziałów na dzień dzisiejszy mam nadzieję że to nie koniec tej historii kocham opowiadania w których dumbledor jest cholernym mmanipulatorem. a zła strona okazuje się być tą dobrą postaram się przeczytać całą setkę rozdziałów i mam taką małą nadzieję że będzie to opowiadanie z zakończeniem w związku z tym życzę WENY






    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, Azazel troszkę to się opanuj, bo chyba miałbyś problemy gdyby na przyklad Regulus czy Lucjusz akurat weszli do pokoju... ale scena przepiękna...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń